piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 10.

"-Mogę mieć teraz ja do Ciebie prośbę?-zapytał po chwili.
-Słucham?
-Powiesz mi skąd znasz Alana? Gnębi mnie to pytanie od czasu gdy przyszedł do Ciebie jak  siedzieliśmy razem.
-No dobrze.-niechętnie, ale się zgodziłam. Wiedziałam, że musi poznać prawdę, troszczy się o mnie więc ma prawo wiedzieć. "

Perspektywa Jasia:
Nastała niezręczna cisza. Już otwierałem usta by powiedzieć jej, że nie musi, nie teraz. Powie kiedy jest gotowa, ale nie zdążyłem ponieważ zaczęła:
-Poznaliśmy się w 2 klasie podstawówki. Wtedy do nas przyszedł z innej szkoły. Pamiętam do tej pory jak mi pomagał z dziewczynami które mi dogryzały z powodu mojej nadwagi. W sumie chyba przez to się zaprzyjaźniliśmy. Spędzałam z nim wiele czasu. Był przy mnie gdy tego potrzebowałam. Jak oboje skończyliśmy po 16 lat, jak byliśmy dojrzalsi, zaczęły się pojawiać prawdziwe uczucia. Ja przy okazji schudłam i te dziewczyny które się ze mnie wyśmiewały zazdrościły mi figury, ale nie w tym rzecz. No i stało się, zakochaliśmy się w sobie. Byliśmy szczęśliwą parą do czasu gdy zaczęły się pierwsze kłótnie. Pewnego dnia siedząc w domu z Alanem, napisał do mnie mój kolega z wakacji  "Hej co tam u mojego maluszka?" Zaprzyjaźniłam się z nim więc odpisałam mu od razu, a Alan od razu się wkurzył za ten tekst i zaczęła się wielka kłótnia. Nie dał sobie wytłumaczyć nic. Nie złościł by się tak gdyby wiedział, że Adam jest homoseksualny. Alan wyrwał mi telefon z ręki, spisał jego numer i od razu zadzwonił do niego, że ma się ode mnie odwalić.- Na chwilę przestała, musiała złapać dech w piersiach. Alan był zazdrosny o nią ale to nie powód od tego co się stało ostatniego wieczoru. 
-Od tamtego czasu czułam się jak na smyczy. Nie mogłam rozmawiać z innymi  chłopakami z naszej klasy a nie mówiąc już o zaproszeniach na jakieś imprezy. Męczyło mnie to więc mu to powiedziałam, że nie chcę być traktowana jak rzecz. Jego reakcja utkwiła mi do tej pory w głowie.- przerwała nagle, jej głos się załamał wypowiadając ostatnie zdanie a do jej oczu zaczęły napływać łzy. 
-Sassy, nie płacz, nie musisz mi tego mówić jeżeli to dla ciebie takie trudne- próbowałem ją uspokoić, co się udało.
-Nie, ja, ja chce ci to powiedzieć bo po tym co dla mnie robisz zasługujesz na szczerość.-otarła łzy i zaczęła mówić dalej:
-Uderzył mnie w twarz, i powiedział, że jeżeli wolę innych chłopaków od niego to proszę bardzo, ale miałam pamiętać, że to jeszcze nie koniec. Od tam tej pory minęły 2 tygodnie. Miałam spokój, ale po tym czasie zaczęły się telefony, sms-y, groźby, przychodził do mnie, bardzo się bałam. Pewnego wieczora , jak wracałam z lekcji fotografii, coś ok 20, więc już było trochę ciemno, gdy szłam do domu nagle go zobaczyłam. Zaczęłam biec w innym kierunku, ale był ode mnie szybszy i mnie dogonił. Stanął przede mną, chwycił za moje ramiona abym nie miała jak uciec. Zapytał się mnie wtedy czy za nim tęskniłam, ja odpowiedziałam, że chce żeby zniknął z mojego życie raz na zawsze, po tym co mi zrobił. Spojrzałam cała zapłakana w jego oczy z których wyczytałam tylko złość. Puścił mnie. Myślałam, że wysłucha mojej prośby, ale tak się nie stało. Popchnął mnie tak mocno, że upadłam. Zaczął mnie bić, prosiłam go żeby przestał, ale on mówił, że mi się to należy. Gdy na chwile przestał, pomyślałam, że dał sobie spokój, ale tak się nie stało.- urwała po raz kolejny, ale w tym momencie zaczęła gorzko szlochać. Bez zastanowienia przysunąłem się bliżej, ale ona wystraszona się odsunęła.
-Przepraszam, nie mówmy już o tym.-nie chciałem, żeby się dłużej męczyła. 
-Nie, to już prawie koniec, ale to najbardziej boli. No więc tak. Zauważyłam, że w ręce trzyma coś, między łzami które ograniczyły mi widzenie dostrzegałam, że to nóż. Próbowałam, się zebrać jak najszybciej i uciec, ale nie zdążyłam. Ostrze skierował prosto w moje serce, ale zrobiłam unik, trochę nie udany, ponieważ trafił tu. - przerwała wypowiedź, odsłaniając kawałek bluzki. Obok jej prawego obojczyka miała ogromną bliznę. 
-Zdążyłam złapać nóż zanim się drugi raz zamachnął. Stał nade mną i powiedział, że jeżeli się jeszcze spotkamy to będzie lepiej celował. Zadzwoniłam po rodziców. Oni natychmiast przyjechali, zadzwonili na policję i pogotowie. Z tego co wiem Alan trafił do więzienia na około rok. 
-Ten człowiek, jest chory psychicznie. Musisz zadzwonić na policję, nie zostawiaj tak tego. 
-Nie mogę.-powiedziała szlochając.
-Dlaczego?
Na te słowa nic nie mówiła, tylko podała mi karteczkę.

Oj Sassy, ty się chyba nigdy nie zmienisz. Dalej jesteś naiwna. Ale za to wyładniałaś. Jeżeli zgłosisz na policję to co się stało, nie unikniesz konsekwencji. Nawet jak mnie wsadzą do pudła, to i tak z niego wyjdę. Zrozum nie masz dokąd uciec. Ja i tak cię znajdę. Jeżeli tego nie zgłosisz dam Ci spokój. To moja propozycja. Teraz ty wybierasz.
Twój kochany ALAN.

Myślałem, że mnie szlak trafił. Jak można być takim człowiekiem. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć.
-Jasiu..?-wyrwał mnie jej głos z moich przemyśleń.
-Tak?
-Dziękuję, nie wiem gdyby nie ty. Możliwe, że w tym czasie leżałabym już martwa z podciętymy żyłami. 
-Nie mów tak nawet. Nie pozwoliłbym na to. To jest moja wina, bo gdybym przyszedł wcześniej..
-Nie, nie waż się tak mówić, nie musiałeś tu w ogóle przychodzić, a jednak.
-To nie jest żaden problem dla mnie. - w tym momencie Sassy przesunęła się w moją stronę. Dokładnie ją obserwowałem, ponieważ nie chciałem popełnić, żadnego błędu. 
-Chciałabym Cię przytulić, ale nie potrafię, przepraszam.-Z jej oczu popłynęły kolejne łzy.
-Nie przepraszaj mnie za to, rozumiem. 
-Dziękuję. Mógłbyś zostać?
-Nie rozumiem, przecież tu jestem.
-Ale na noc, boję się być sama, a Beata i Konrad zapewne nie wrócą, To pracoholicy. 
-Jasne, ale proszę, spróbuj się uśmiechnąć.
-Dobrze.-wytarła łzy, u lekko się uśmiechnęła.
-I ten uśmiech chciał bym widzieć o wiele częściej. 
-----------------------------------------------------------------
No to już wiecie skąd Alan i Sassy się znają. Mam nadziej, że rozdział się spodobał. Jeżeli macie jakieś pytania zapraszam na aska. http://ask.fm/Misiu201

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 9.

"Przecz całą noc, Sassy obudziła się jeszcze 2 razy, ale od razu do niej wstawałem. Widziałem jak za każdym razem oblewał ją zimny pot, a łzy napływają do oczu. 
Jak widziałem ją w takim stanie, za każdym razem gdy się budziła, zastanawiałem się dlaczego tacy ludzie istnieją na tym świecie."

Perspektywa Jasia:
Rano obudziłem się pierwszy. Strasznie bolały mnie plecy, no ale co się dziwić skoro spałem na podłodze. Wstałem i po cichu zszedłem na dół. Zauważyłem, że nadal nie ma rodziców dziewczyny. Stwierdziłem, że przyrządzę śniadanie. Tak tradycyjnie, jajecznica. Nałożyłem ją na talerz i zaniosłem po cichu do pokoju Sassy. Jeszcze spała więc stwierdziłem, że nie będę jej budzić. Postawiłem tace ze śniadaniem na biurku, napisałem karteczkę "Smacznego"  i wyszedłem. Na chwile poszedłem do domu poinformować rodziców, że będę u Sassy. Nie przejęli się tym zbytnio. Wziąłem kilka rzeczy i wyszedłem. W domu dziewczyny było zupełnie cicho. Wszedłem na górę by sprawdzi czy nadal śpi. Na miejscu zobaczyłem, Sassy otuloną kołdrą, przytulała się do poduszki. Ciekawe co jej się śni, uśmiechała się. Ma śliczny uśmiech swoją drogą. Już miałem wychodzić z pokoju gdy zobaczyłem, że dziewczyna posmutniała, zaczęła się nerwowo wiercić.

Perspektywa Sassy:
***
Szłam wąską uliczką. Była piękna pogoda. Znalazłam się w parku gdzie była masa dzieciaków, które się bawiły ze sobą. Usiadłam na jednej z ławek, założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Siedziałam sobie gdy podszedł do mnie pan z watą cukrową. Zdjęłam jedną z słuchawek i usłyszałam głos starszego pana: Proszę, to dla panienki. Taka sama siedzi, to niech chociaż coś zje słodkiego. Mówiąc to podał mi kłębek waty cukrowej. Odbierając słodkość uśmiechnęłam się, a pan odwzajemnił mi się tym samym. Siedziałam dalej na tej ławce gdy nagle usłyszałam, że ktoś do mnie krzyczy. Zobaczyłam Alana i Janka obok siebie. Zaczęli iść w moją stronę. Wstałam w celu przywitania Jasia, jednak ten odepchnął mnie od siebie, przez co ja znalazłam się na ziemi. Wstałam otrzepałam się, słyszałam jak coś do siebie mówią i jednocześnie spojrzeli na mnie złowieszczym wzrokiem. Nie wiedzie czemu odwróciłam się i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku. Oni ruszyli za mną. Nagle zauważyłam, że do Janka i Alana podbiegło paru innych chłopaków, którzy również biegli w celu dogonienia mnie. Biegłam laskiem, gdy nagle zahaczyłam nogą o wystający korzeń i upadłam. W tym czasie wszyscy do mnie podbiegli i okrążyli. Z ust Alana jedyne co usłyszałam:
-Teraz jesteś nasza.- mówiąc to kopnął mnie w brzuch. Reszta bandy zrobiła to samo. W tamtym momencie miałam ochotę umrzeć. Gdy nagle...

***
Zerwałam się z łóżka. Byłam oblana zimnym potem. To był tylko koszmar. Twarz ukryłam w swoich dłoniach i zaczęłam gorzko płakać. Nagle poczułam, że moje łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Podniosłam głowę i ujrzałam Janka. Od razu się odsunęłam ponieważ się przestraszyłam, że zrobi to co we śnie. Wiem, może to głupie ale, no cóż bałam się.
-Nie bój się.- usłyszałam jego spokojny głos, na co i ja się trochę rozluźniłam.
-Przepraszam, ale to co się działo wczoraj, jeszcze ten sen.-z moich oczu nadal spływały łzy.
-To był tylko sen, a to co zrobił Alan, pożałuj tego. Obiecuję Ci.
-Dziękuję, mam prośbę, podasz mi mój telefon?
-Jasne.-wstał, podszedł do biurka i wrócił z moim telefonem. Próbowałam się dodzwonić do Beaty, ale bez skutku. Napisałam jej tylko sms-a, żeby do mnie zadzwoniła. Czemu jej zawsze nie ma, gdy jej potrzebuję lub potrzebowałam gdy zostaliśmy sami z tatą. Olała mnie, teraz robi dokładnie to samo. 
-Uśmiechnij się, proszę.-z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Jasia.
-Jak mam się uśmiechnąć, gdy moja matka ma mnie w dupie, w klasie mam "dręczycielkę",  a wczoraj zostałam zgwałcona co?!-coś we mnie pękło, nie wiem czemu się tak zachowałam. Przecież to nie jego wina.
-Ja prze...przepraszam.-Od razu dodałam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
-Rozumiem.-widać było, że był smutny. 
-Nie, to moja wina, przepraszam, nie powinnam tego mówić, mogłam to zatrzymać dla siebie.
-Nie naprawdę, rozumiem, dużo przeszłaś przez ten czas. Ale jak to masz dręczycielkę w klasie? Czemu nic nie mówiłaś?
-Bo to nic takiego, Sandra, chwile się nade mną poznęca a potem sobie odpuści.-nie przywiązywałam to tego zbytniej uwagi, nie chciałam żeby widziała, że mnie to rusza, bo by się nigdy nie odpuściła. A jeżeli miałabym to gdzieś, to znalazła by sobie inną ofiarę. 
-Sandra, nie jest z tych co sobie odpuszczają. Ona jest walnięta, jak się na kogoś uweźmie to do czasu aż zniszczy tej osobie psychikę. Z nią nie warto zadzierać. Proszę Cię, trzymaj się ze mną w szkole.-na to nic nie odpowiedziałam ale pokiwała twierdząco głową.
-Mogę mieć teraz ja do Ciebie prośbę?-zapytał po chwili.
-Słucham?
-Powiesz mi skąd znasz Alana? Gnębi mnie to pytanie od czasu gdy przyszedł do Ciebie jak  siedzieliśmy razem.
-No dobrze.-niechętnie, ale się zgodziłam. Wiedziałam, że musi poznać prawdę, troszczy się o mnie więc ma prawo wiedzieć. 
-------------------------------------------------------------------------
No więc 9 rozdział. Nie jestem z niego zadowolona w 100%, ale długo nie dodawałam więc stwierdziłam, że muszę coś napisać. Mam nadzieje, że wam się spodoba.
Jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego aska:  http://ask.fm/Misiu201

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 8.

"Wróciłem do domu. Odrobiłem lekcje, i pakowałem się do Sassy. Napisałem jej, że będę o 21, ale uda mi się wyrwać wcześniej. Już miałem wychodzić gdy zadzwonił do mnie telefon.
-Halo?-zapytałem przykładając telefon do ucha.
-H..Halo, Jaś?-usłyszałem głos Sassy. Była zapłakana.
-Sassy, co, co się dzieje?!-zacząłem podnosić głos do słuchawki telefonu.
-Przyjdź.-powiedziała a po chwili usłyszałem pikanie. Rozłączyła się.
Wybiegłem jak poparzony z domu kierując się do dziewczyny. Po chwili byłem na miejscu. Drzwi były otworzone więc wszedłem. 
-Sassy!!-Krzyczałem, próbując odnaleźć dziewczynę.
-Tutaj, w pokoju-ledwo słyszałem jej głos.
Wbiegłem po schodach i wparowałem do jej pokoju. To co zobaczyłem wstrząsnęło mną."

Stanąłem w drzwiach.  To co widziałem..tego nie da się opisać. Sassy siedziała zwinięta w kłębek pod ścianą. Była naga, ale jak widać zanim przyszedłem okryła się cieniutkim materiałem. Podszedłem do niej bliżej. Po drodze zabrałem jakiś szlafrok który leżał. Podałem jej go.
-Sassy, co tu się stało?-miałem swoje przeczucia, i chciałem się upewnić, że się mylę. 
-On..on tu był.-tylko tyle powiedziała. Okryła się szlafrokiem i cały czas płakała.

Chwilę wcześniej,
Perspektywa Sassy:
Zeszłam na dół, w celu posprzątania stłuczonej szklanki. Przynajmniej tak myślałam. Na dole skierowałam się do salonu. W pokoju nic nie było. Zapaliła się nagle czerwona lampka w mojej głowie: Skoro to nie kot, i nie stłuczona szklanka to co? 
W tym momencie poczułam przeszywający mnie ból na moich nadgarstkach. Gwałtownie się odwróciłam. Niestety nie mogłam rozpoznać mojego oprawcy ponieważ miał kominiarkę. Przystawił mnie do ściany. Nagle zaczął się zbliżać i nasze ciała się zetknęły. Zaczął mnie całować, czego ja nie odwzajemniałam. Gdy nasze usta się oderwały krzyknęłam:
-Czego chcesz?
-Ciebie-powiedział dobrze mi znany głos. W tym momencie podniósł mnie. Nie czułam gruntu pod nogami. Zaniósł mnie do mojego pokoju. Rzucił na łóżko i zakleił mi twarz, abym nie mogła krzyczeć. Skrępował moje ręce i nogi. Zaczął mnie rozbierać. A następnie siebie. Wiedziałam co chce ze mną zrobić, do moich oczu zaczęły napływać łzy. Gdy miał przystąpić do "działania" zaczęłam się wyrywać, ale to nic nie dało. Nie chciałam się poddawać ale był silniejszy ode mnie. Cały czas szlochałam. Zaczęłam się wyplątywać z więzów na rękach. 
On to zrobił, on mnie zgwałcił. Myślałam, że to się nigdy nie stanie ale jednak. Nie czułam się z tym dobrze. Nagle moje ręce uwolniły się z więzów i udało mi się zerwać jego kominiarkę, a ten wybiegł jak poparzony. Od razu sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam po Jaśka.

***
Ubrałam się w szlafrok który dał mi Janek. Usiadł obok mnie.
-Kto, kto tu był?-zapytał zmartwiony.
-Alan.-wybuchnęłam płaczem. Nie umiałam tego powstrzymać. 
-Nie płacz.-przysunął się w celu przytulenia mnie.

Perspektywa Jasia:
Chciałem ją przytulić, ale gwałtownie się odsunęła. Nie pomyślałem. Teraz boi się dotyku, niezależnie czyjego. Wstałem i usiadłem na krześle, żeby się nie bała.
-Zostanę dzisiaj, ale będę spał w salonie.-nic na to nie odpowiedziała tylko pokiwała twierdząco głową. Wyszedłem z pokoju aby mogła się ubrać. Z tego pośpiechu zapomniałem całej torby z ubraniami i pidżamą. No trudno, jakoś to przeżyję. Zajrzałem do dziewczyny, która spała już w swoim łóżku, więc i ja to zrobiłem.

***
Był środek nocy gdy obudził mnie krzyk Sassy. Od razu zerwałem się z kanapy, wbiegłem po schodach i wpadłem do pokoju dziewczyny. 
-Sassy, Sassy, obudź się to tylko zły sen.-usiadłem na łóżku i zacząłem mówić do niej.
Zerwała się z łóżka cała zalana potem. Spojrzała się na mnie.
-Jaś, zostaniesz u mnie w  pokoju na noc? Boje się.
-Tak.-odpowiedziałem bez zawahania.
-Ale..
-Tak wiem, nie martw się, położę się na ziemi.- przerwałem jej, wiedziałem co miała na myśli. Zszedłem jak najszybciej po poduszkę i koc, jak najszybciej wróciłem do dziewczyny bo nie chciałem jej zostawiać samej. Ułożyłem się na ziemi po lewej stronie łóżka i zarazem dziewczyny. 
Przecz całą noc, Sassy obudziła się jeszcze 2 razy, ale od razu do niej wstawałem. Widziałem jak za każdym razem oblewał ją zimny pot, a łzy napływają do oczu. 
Jak widziałem ją w takim stanie, za każdym razem gdy się budziła, zastanawiałem się dlaczego tacy ludzie istnieją na tym świecie. 
-----------------------------------------------
Przepraszam, że długo nie było rozdziału. Postaram się wrzucać do 2 dni. Jakieś pytania? http://ask.fm/Misiu201 

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 7.

"Po wyjściu z pod prysznica próbowałem zasnąć, ale byłem zbyt przytłoczony sprawą Sassy. Wstałem z łóżka i usiadłem na parapecie. Wtedy spostrzegłem, że moje okna wychodzą na wprost okien dziewczyny. Patrzałem się w tamtą stronę gdy ujrzałem jak Sassy wychodzi z łazienki. Cały czas płakała. Miałem ochotę pójść do niej i zając się nią, no ale poprosiła mnie żebym ją zostawił więc, nie chciałem się jej sprzeciwiać. Po dłuższych przemyśleniach dopadła mnie senność więc poszedłem spać. Muszę się jej zapytać o co chodzi z Alanem."

 Perspektywa Sassy:
Obudziłam się wcześnie, przed budzikiem. Usiadłam na łóżku zastanawiając się co zrobić, wstać czy położyć się i spróbować usnąć. Oczywiście wybrałam pierwszą opcję bo wiedziałam, że jak położę się raz drugi to już nie wstanę. Podeszłam do szafy z której wyjęłam czarną bluzkę z krótkim rękawem, białe spodenki oraz bieliznę. Poszłam do łazienki i wzięłam chłodny prysznic. Musiałam sobie wszystko przemyśleć. Po wyjściu ubrałam się, uczesałam i wyszłam wychodząc z łazienki byłam zmieszana ponieważ wiedziałam, że Janek będzie się pytał o co chodzi z Alanem. Nie chciałam nigdy wracać do tego tematu. To była przeszłość która zaczęła do mnie wracać. 
-O hej. - przez to rozmyślanie nie zauważyłam w ogóle, że na moim łóżku siedzi Janek.
-Hej, jak się czujesz?- na to pytanie poczułam się zmieszana, ponieważ nie chciałam go okłamywać ale bałam się, że jeśli powiem prawdę zacznie się wypytywać.
-Nie wiem sama.- tylko na tyle było mnie stać na ten moment.
-Dzisiaj w szkole, jeżeli chcesz możesz się z nami trzymać. Wiem, że nie znasz dziewczyn a sama nie powinnaś siedzieć szczególnie po tej sytuacji. - widać było, że się o mnie martwi. Chciałam się o to zapytać bo nie chciałam sama przebywać w nowym miejscu. 
-Dziękuję.-mówiąc to pojawił się na mojej twarzy uśmiech. Podeszłam do niego, usiadłam obok i przytuliłam go.
-Dziękuje, że mi wczoraj pomogłeś, ale proszę cię...-urwałam bo stwierdziłam, że to nie ma sensu.
-O co mnie prosisz?
-Proszę cię, nie chce wracać do tego co się wydarzyło. Chcę to zostawić za sobą.

Perspektywa Jasia:
Po tych słowach od razu posmutniała.
-Jasne, ale uśmiechnij się proszę.-złapałem ją za biodra, usadziłem na swoich kolanach i  spojrzałem w oczy z których wydobyła się łza. Od razu ją wytarłem. W tym momencie weszła mama Sassy. To było żenujące ale co poradzić.
-Sassy dzisiaj też zostaniesz sama na noc.
-Dobrze, a może zostać Janek, bo nie chce sama siedzieć w domu.-spojrzała się na nas, z lekkim grymasem ale się zgodziła
-To co wychodzimy?- zaproponowałem na co dziewczyna pokiwała twierdząco głową.

Perspektywa Sassy:
Lekcje leciały w miarę szybko. Natomiast na biologii dostałam karteczką w głowę. Podniosłam ją i ujrzałam napis "DZIWKA". Zignorowałam to. Na przerwie gdy szłam do toalety zaczepiła mnie dziewczyna z mojej klasy-Sandra. 
-Nie ładnie mnie tak ignorować.-warknęła w moją stronę.
-O co ci chodzi?-powiedziałam zmieszana.
-Domyśl się, dziwko.-powiedziała z ironicznym uśmiechem. Już wiedziałam o co jej chodzi. Nie odpowiedziałam na to. Chciałam odejść ale złapała mnie za ramię i z ogromną siłą przystawiła do ściany.
-O co ci do cholery chodzi?-podniosłam głos.
-Powiem tyle, to ja żądzę w tej klasie.
-A rządź sobie. Mi to do szczęścia niepotrzebne.-powiedziałam i odeszłam.
 Reszta dnia nie była taka zła. Ja nie wchodziłam w drogę innym. Przynajmniej się starałam. 
No jak to bywa w nowej szkole, jedni cię lubią a inni nie. 
Była ostatnia lekcja matematyki. Siedziałam zamyślana:
"O co chodzi tej Sandrze, przecież mnie nie zna, nic jej nie zrobiłam. No cóż, jedyne co to mogę z nią pogadać" 
Przez to wszystko nawet nie zauważyłam jak zleciała lekcja do momentu dzwonka. Wyszłam przed szkołę i czekałam na Jasia. Poczułam w mojej kieszeni wibrację. Wyjęłam go z kieszeni, spojrzałam na ekran i zobaczyłam, że dostałam sms-a od Jasia:
Sassy, przepraszam ale ja muszę zostać na zajęciach dodatkowych, napisać sprawdzian. Po zajęciach wpadnę do ciebie :* 
Odpisałam mu, okey :*
Idąc do domu, stwierdziłam, że przejdę się niewielkim laskiem. Było słonecznie, więc czemu nie. Cała droga zajęła mi 10 minut. Zaszłam do domu. Przebrałam się w dresy i bokserkę. Odrobiłam lekcję i zjadłam obiad. Dochodziła 17. a Janka nie było. Może zapomniał? A może po prostu przyjdzie później?
Napisałam do niego sms-a o której będzie. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać, w przeciwieństwie do niego samego. Napisał, że będzie dopiero o 21. 
Leżałam sobie na łóżku, gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Bez wahania zeszłam na dół, bo pomyślałam, że to kot potłukł szklankę którą zostawiłam na stole w salonie. To był największy błąd jaki popełniłam w życiu.

Perspektywa Jasia:
Wróciłem do domu. Odrobiłem lekcje, i pakowałem się do Sassy. Napisałem jej, że będę o 21, ale uda mi się wyrwać wcześniej. Już miałem wychodzić gdy zadzwonił do mnie telefon.
-Halo?-zapytałem przykładając telefon do ucha.
-H..Halo, Jaś?-usłyszałem głos Sassy. Była zapłakana.
-Sassy, co, co się dzieje?!-zacząłem podnosić głos do słuchawki telefonu.
-Przyjdź.-powiedziała a po chwili usłyszałem pikanie. Rozłączyła się.
Wybiegłem jak poparzony z domu kierując się do dziewczyny. Po chwili byłem na miejscu. Drzwi były otworzone więc wszedłem. 
-Sassy!!-Krzyczałem, próbując odnaleźć dziewczynę.
-Tutaj, w pokoju-ledwo słyszałem jej głos.
Wbiegłem po schodach i wparowałem do jej pokoju. To co zobaczyłem wstrząsnęło mną. 
-------------------------------------------
Mam nadzieje, że rozdział się spodobał. Jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam do mnie na aska: http://ask.fm/Misiu201 

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 6.

"-Ej co to za gość?
-Nie znam go dobrze bo rzadko pojawia się w szkole, wiem, że miał kiedyś do czynienia z policją ale nie wiem dlaczego.
I w tym momencie właśnie zamarłam ze strachu. Ja go znałam i to bardzo dobrze, ale miałam nadzieje, że już nigdy go nie spotkam"

 Perspektywa Alana:
W sumie nic się nie stało, przecież to dopiero rozpoczęcie roku nie lekcje. Rozejrzałem się po klasie szukając mojego miejsca. Zawsze gdy byłem w szkole siedziałem z Jankiem, ale tym razem ktoś mi to miejsce zajął. 
Podszedłem do niej:
-Siema, zajęłaś mi miejsce.-powiedziałem to, żeby wiedziała, że to moja miejscówka. 
Ta laska nic nie odpowiedziała, tylko patrzała się na mnie jak na jakiegoś debila. Wkurzyłem się nie powiem, że nie.
-Daj spokój Alan, to Sassy, nowa uczennica.-usłyszałem głos Janka.
-Sassy tak? My to się nie znamy przypadkiem.-zapytałem bo byłem pewny, że ją znam. Natomiast dziewczyna pokiwała przecząco głową. 
Usiadłem z Arturem. Po całym rozpoczęciu roku wybiegłem za tą nijaką Sassy. 
-Ej ja cie skądś znam.-złapałem ją za nadgarstek mówiąc to.
Nic nie odpowiedziała ale z jej oczu wyczytałem strach. Poczułem na swoim ramieniu czyjąś rękę i gwałtownie się odwróciłem. 
-Stary daj jej spokój, jak cie nie zna to znaczy, że cie nie zna, przecież nie miała by powodów by kłamać.-powiedział Janek.
-Dobra wyluzuj.- puściłem ją i poszedłem w swoją stronę.

Perspektywa Jasia:
-Nic ci nie jest?-zapytałem zaniepokojony, bo stała jak sparaliżowana.
-Nie, dziękuje.-odpowiedziała z lekkim uśmiechem, ale widać było, że był to nieszczery uśmiech.
-Mogę Cię odprowadzić?
-Tak, to niedaleko 10 min samochodem- zaśmiała się. 
-Tak? Ja tak samo. Słuchaj bo ja twoich rodziców skądś kojarzę.
-Tak? A to niby skąd?-zapytała ze zdziwieniem.
-No właśnie nie wiem.- zaśmiałem się. 
-To co idziemy?- odpowiedziała twierdząco głową.
Po drodze dużo rozmawialiśmy, gdy nagle.

Perspektywa Sassy:
-Dzięki, że mnie odprowadziłeś, ja mieszkam tutaj.
-Nie gadaj, naprawdę?-zapytał.
-Tak a to niby czemu miało by Cię dziwić?-zapytałam mocno zdezorientowana. 
-Ja mieszkam dom obok.-powiedział z uśmiechem na twarzy.
-To świetnie, nie będę tu sama.
Usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy jeszcze długo gdy wyszedł po mnie Konrad. 
-Sassy, idziesz na obiad? Hej Jasiu.
-Dzień dobry. - odpowiedział.
-Już idę, a Konrad, Janek będzie mógł wpaść później?- spojrzałam się na niego maślanymi oczkami.
-Tym oczom nie odmówię.- odpowiedział śmiejąc się.
-Jasne, że będzie mógł wpaść, ale teraz idziemy na obiad. Do zobaczenia Jasiu.
-Do widzenia, pa Sassy.- opowiedział i poszedł do swojego domu.
Obiad minął w zupełnej ciszy. Nie umiem się otworzyć przed Beatą. 

-Dziękuję smaczne było.-mówiąc to wzięłam talerz i poszłam go umyć.
-Bardzo się ciesze.-odpowiedziała kobieta.
Dzisiaj to ja zmywałam. Nuciłam sobie piosenkę gdy przyszli do mnie Beata i Konrad.
-Sassy, my dzisiaj wychodzimy na spotkanie, zostaniesz sama na noc dobrze?
-Dobrze nie ma problemu. - mówiąc to akurat myłam ostanie naczynie więc po wykonaniu mojego "zadania" poszłam do siebie. 
Dochodziła godzina 20 gdy nagle ktoś zapukał. Był to Jasiek. Śmiertelnie o tym zapomniałam, a byłam ubrana w dresy i białą bokserkę. Trochę było mi wstyd do momentu gdy zobaczyłam chłopaka który ubrał się w dresy i bluzkę z krótkim rękawem.
-Tak na randkę przychodzisz ubrany?!-udawałam złą.
-A pani wygląda za to wyśmienicie.- oby dwoje zaczęliśmy się śmiać.
Poszliśmy do mnie. Rozmawialiśmy ze 2 godziny gdy do drzwi ktoś zapoukał. 
-Spodziewasz się jeszcze kogoś?-zapytał chłopak.
-Nie, przecież nikogo tu nie znam, poczekaj pójdę sprawdzić.-Wskazałam chłopakowi łóżko aby na nim zaczekał.
Zeszłam na dół zaniepokojona całą sytuacją. Otworzyłam drzwi a tam stał Alan. Myślałam, że to tylko zły sen.
-Siema, ja już wiem skąd cie znam.-był wyraźnie wkurzony. Złapał mnie za biodra i przysunął do siebie.
-Proszę cię, zostaw mnie!.-zaczęłam krzyczeć z nadzieją, że usłyszy to Janek.

Perspektywa Jasia:
Siedziałem na piętrze na łóżku Sassy, gdy nagle usłyszałem jej głos i od razu zbiegłem na dół. Tam zobaczyłem Alana który trzymał dziewczynę za biodra ale na mój widok od razu ją puścił i powiedział:
-Miło było cię znowu spotkać Sassy, do zobaczenia w szkole.- i wyszedł.
 Dziewczyna oparła się o ścianę i usiadła. Zaczęła płakać. 
-Sassy, ty go znasz?
Nic nie mówiła tylko pokiwała twierdząco głową. Chciałem ją przytulić na pocieszenie ale od razu się ode mnie odsunęła. 
-Mogę ci jakoś  pomóc?-zapytałem się jej bo nie wiedziałem co robić.
-Proszę cię, zostaw mnie samą.-powiedziała to między łzami.
-Na pewno, w tym stanie?
-Tak nie martw się o mnie. Jutro się zobaczymy.
-Dobrze, przyjść po ciebie??-na to pytanie pokiwała twierdząco głową. 
Wyszedłem z domu Sassy niechętnie bo nie chciałem jej zostawiać, no ale cóż poprosiła mnie więc nie mogłem odmówić. Przyszedłem do domu. Przywitałem się z rodzicami i poszedłem się kąpać. Po wyjściu z pod prysznica próbowałem zasnąć, ale byłem zbyt przytłoczony sprawą Sassy. Wstałem z łóżka i usiadłem na parapecie. Wtedy spostrzegłem, że moje okna wychodzą na wprost okien dziewczyny. Patrzałem się w tamtą stronę gdy ujrzałem jak Sassy wychodzi z łazienki. Cały czas płakała. Miałem ochotę pójść do niej i zając się nią, no ale poprosiła mnie żebym ją zostawił więc, nie chciałem się jej sprzeciwiać. Po dłuższych przemyśleniach dopadła mnie senność więc poszedłem spać. Muszę się jej zapytać o co chodzi z Alanem.
-------------------------------
Mam nadzieje, że się podoba. To mój ask: http://ask.fm/Misiu201

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 5.

"Ubrałam również trampki. Wzięłam telefon i słuchawki. Wyszłam na dwór. Niedaleko siebie miałam park więc postanowiłam go odwiedzić."

Przechadzałam się uliczkami parku rozglądając się na wszystkie strony. Jest tu naprawdę pięknie. Zauważyłam, że wiele osób tu biega. Może to też taka pogoda, czuć świeże powietrze. Usiadłam na ławce oglądając dalej widoki. Nagle poczułam w mojej kieszeni krótką wibrację. Wyjęłam go i zobaczyłam, że dostałam sms-a od matki. Treść jego brzmiała tak: 'GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ!!'. Czuję, że ta relacja nie będzie taka prosta. Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w stronę domu.

Perspektywa Jasia:
Wyszedłem ze szpitala po kontroli. Cały czas myślałem o Sassy. Fajnie się z nią rozmawiało, pomimo tego co się wydarzyło. Jej nowi rodzice. Skądś ich znam ale nie mogę przypomnieć skąd. Wysiadłem z samochodu, wszedłem do domu przebrałem się i poszedłem pobiegać bo była dobra pogoda do tego.

*DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ*

Perspektywa Sassy:
Bardzo się stresuje. Nowa szkoła, nowe panie, nowi ludzie. Mam nadzieje, że na wstępie się nie skompromituje. Ubrałam moje czarne leginsy i białą bluzkę, obcisłą przy klatce piersiowej a rozkloszowaną na dole. Do tego eleganckie pół buty. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Nakładałam tusz do rzęs gdy usłyszałam głos z dołu.
-Sassy, gotowa? Musimy już wychodzić.
-Tak już schodzę.-Przejrzałam się w lustrze. Było dobrze więc zeszłam na dół gdzie czekał już na mnie Konrad. Złapałam z nim dobry kontakt, czego nie mogę powiedzieć o mojej mamie. 
Ale jest postęp, nie mówię już na nią matka tylko mama. Ale  do niej zwracam się po imieniu-Beata. 
Zeszłam na dół, gdzie czekał już na mnie Konrad. Poszłam w stronę samochodu. Byłam bardzo zestresowana. Do szkoły jedzie się około 10 min. Nie poszłam na akademię bo nie chciałam więc zajechałam pod budynek gdy wszyscy zaczęli rozchodzić się do klas. Gdy weszłam do środka nie wiedziałam gdzie iść i chwilę stałam jak sparaliżowana. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam znajomą mi twarz. 
-O hej, chodzisz do tej szkoły?- powiedziałam z uśmiechem na ustach, jak tylko zobaczyłam Jasia.
-Jak widać tak, pomóc ci znaleźć klasę?-zapytał ochoczo.
-Jakbyś mógł jestem z klasy D.
-O to tak jak ja.- odpowiedział mi uśmiechając się szczerze. 
-O matko, jakie ja mam szczęście, to co idziemy?
-Jasne.
No i poszliśmy. Moja klasa znajdowała się na piętrze pod numerem 27. Wchodząc do środka ujrzałam sporo osób. Byłam tym faktem zakłopotana bo w większości byli to sami chłopcy. Chciałam stanąć pod ścianą ale Janek mi nie dał.

Perspektywa Jasia:
Weszliśmy do klasy. Sassy myślała, że dam jej spokój na miejscu ale nie. Widać było, że się stresuje więc pociągnąłem ją do moich znajomych. 
-Siema chłopaki, to jest Sassy.-mówiąc to wskazałem na dziewczynę.
-Hej- odpowiedziała cicho.
Wszyscy zaczęli się po kolei przedstawiać. Byliśmy trochę przed czasem więc rozmawialiśmy kto co robił na wakacjach. Nagle usłyszałem, że to pytanie zadano Sassy.
-Ja?, a nic takiego.- od razy zauważyłem, że posmutniała.
-Jak to nic takiego? W domu siedziałaś?-Zaśmiał się Adam.
Na to pytanie nic nie odpowiedziała. Spuściła tylko głowę. 
W tym momencie przyszła nasza wychowawczyni. Uczyła chemii. 
-Dzień dobry!- wszyscy wstając przywitali się.
-Słuchajcie, w klasie mamy nową uczennicę, pomóżcie się jej zaaklimatyzować.

Perspektywa Sassy:
Byłam tą sytuacją zażenowana. Ale cóż mus to mus. Pani musi powiedzieć coś żebym nie czuła się pominięta, ale nie byłabym wcale tym faktem załamana. No ale cóż. Poczułam tylko, że wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Zamurowało mnie, nie wiedziałam co mam zrobić. Na moje szczęście do klasy wszedł spóźniony chłopak. 
-O Alan Denski, miło, że raczyłeś się pojawić.
-No widzi Pani.- powiedział to z sarkastycznym uśmiechem.
Siedziałam z Jankiem w ławce.
-Ej co to za gość?
-Nie znam go dobrze bo rzadko pojawia się w szkole, wiem, że miał kiedyś do czynienia z policją ale nie wiem dlaczego.
I w tym momencie właśnie zamarłam ze strachu. Ja go znałam i to bardzo dobrze, ale miałam nadzieje, że już nigdy go nie spotkam.
 ----------------------------------
Następny rozdział pojawi się jutro.

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 4.

"-Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?-zapytałem niepewnie.
-Słucham?
-Kim byli ci ludzie, w szczególności ta kobieta, bo zauważyłem, że patrzałaś na nią jakby Ci wyrządziła krzywdę kiedyś?
-A ona, to..."

Perspektywa Sassy: 
Janek się mnie zapytał o tamtą kobietę.
-A ona. to moja biologiczna matka.-powiedziałam z niechęcią. Nie miałam do niej najmniejszego szacunku.
-A co ona tu robi?-zapytał zaciekawiony.
-Skoro to moja biologiczna matka, a nie mam do kogo udać się z rodziny bo nikt nie żyje zostaje tylko ona. Chociaż nie wiem czy nie wolałabym iść do sierocińca. 
-Nie mów tak.
-Jak mam tak nie mówić, zostawiła mnie i tatę a jak chciałam się z nią spotkać stwierdziła, że da mi 500 zł i będę zadowolona. Nienawidzę jej ale nie mam wyboru i muszę z nią teraz mieszkać.
W tym momencie przyszła ze swoim partnerem.
-Sassy idziemy.- powiedziała to tak jakby mi robiła łaskę. Przytuliłam się z Jasiem i pożegnałam. 
-Trzymaj się.- powiedział szeptem. Odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem. 
Wsiadłam do samochodu z tyłu. Wpatrywałam się w spływające po szybie krople. Nagle do moich uszu dotarł czyjś głos.
-To wszystko wina tego nieudacznika.- mówiła to moja matka. Coś się we mnie zagotowało. Nie pozwalam obrażać mojej rodziny.
-Gadasz bzdury. To był wypadek.
-Spowodowany przez twojego ojca.
-Nie prawda, nie mów tak o nim, nie zrobił tego specjalnie. On chciał dla mnie jak najlepiej w przeciwieństwie do ciebie!-sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Może dlatego, że chciałam jej dopiec. Przecież to nie miało żadnego związku z wypadkiem ale cóż powiedziałam to i nie żałuję.
Jechaliśmy w ciszy jeszcze jakieś 20 minut. Zajechaliśmy do jakiegoś ogromnego domu, który jak okazało się był teraz także moim domem. Wysiadłam, wzięłam to co miałam i poszłam za nowymi "rodzicami". Nagle usłyszałam że matka znowu oskarża tatę o wypadek.
-Nie mów tak o nim!
-Ale to prawda.
-Nie prawda nie mówisz prawdy, nigdy nie mówiłaś i nie będziesz mówić!!
-Nie odzywaj się tak do mnie jestem twoją matką!
-Nie prawda moja mama nie żyje!- wykrzyczałam to i weszłam do domu. Partner mojej matki wydawał się miły. Zaprowadził mnie do mojego nowego pokoju. 
-Dziękuję Panu- nie wiedziałam jak miałam do niego mówić.
-Mów mi Konrad.-powiedział z uśmiechem.
-Dobrze Konrad.-odwzajemniłam uśmiech.
Wyszedł z pokoju. Zaczęłam się rozglądać. Miałam dwuosobowe łóżko stojące na środku pokoju. Tuż obok drzwi miałam własną toaletkę co mnie zdziwiło bo prawie w ogóle się nie malowałam. Moja szafa zajmowała całą ścianę. Biurko stało pod dużym oknem a obok niego, drzwi balkonowe no i balkon. Widok z okna padał na okna moich nowych sąsiadów. 
Sam pokój był bardzo ładny. Miałam nawet własną toaletę jak na nastolatkę przystało. Zaśmiałam się do siebie. Rozpakowałam się i przebrałam w szare dresy i różową podkoszukę. Moje ciemne długie włosy spięłam w luźnego kucyka. Zeszłam na dół bo byłam głodna. Na dole spotkałam matkę. Nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać.
-Gdzie co leży?- niestety musiałam się zapytać gdzie jest coś do jedzenia, picia, jakieś szklanki. 
Po wytłumaczeniu zmyłam się z kuchni jak tylko zobaczyłam, że się przejaśnia. To świetna pogoda żeby zwiedzić okolicę. Może to głupie ale lubię wychodzić pod koniec deszczu na dwór. Z dresów i różowej bluzki ubrałam się w bluzkę z krótkim rękawem w poziome paski i do tego ogrodniczki. Ubrałam również trampki. Wzięłam telefon i słuchawki. 
Wyszłam na dwór. Niedaleko siebie miałam park więc postanowiłam go odwiedzić.
------------------------------
Kolejny rozdział, mam nadzieje, że się podoba :D

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 3.

"Chciałam coś powiedzieć gdy zobaczyłam, że łóżko szpitalne wiozą dwie pielęgniarki. Nie wiozły tylko łóżka, wiozły również ciało. "Współczuję tym co stracili członka rodziny", pomyślałam sobie, ale..."

Zamarłam. Z pod prześcieradła którym była przykryta postać wystawała prawa ręka. Zbladłam. Spojrzałam na swoją prawą rękę i tej postaci. To była moja mama. Zawsze nosiłyśmy tę samą bransoletę. Usiadłam i zaczęłam gorzko płakać. W tym momencie załamał się mój świat.

Perspektywa Jasia:
Patrzałem na Sassy gdy nadjechało łóżko szpitalne. Po chwili dziewczyna usiadła na krześle i zaczęła płakać. Z początku nie zrozumiałem powodu jej szlochania ale gdy przyjrzałem się jej gestom, dotarło do mnie, że to była jej mama. Spostrzegłem również identyczne bransoletki dziewczyny i jej mamy.
-Nie płacz.- nie wiedziałem co mam powiedzieć.
-Jak mam nie płakać, jak w tym momencie straciłam jedną z najważniejszych dla mnie osób?!- odkrzyknęła.
Nie zdziwiłem się jej, ale nie wiedziałem co mogłem zrobić.
-Zostaw mnie, proszę chcę być sama.
Nie chciałem tego robić, ale w tej sytuacji to jedyna rzecz którą mogłem dla niej zrobić.

Perspektywa Sassy:
Chciałam zostać sama dlatego poprosiłam Janka żeby mnie samą zostawił, zresztą ledwo go znam więc tym bardziej nie chciałam aby obca osoba mnie w takim stanie zobaczyła. 
Wróciłam do swojego "pokoju". Były tam co prawda 4 łóżka ale tylko moje było zajęte. Przez następne dni nie chciałam jeść, lekarzom nie uśmiechała się współpraca ze mną, ale cóż powinni to zrozumieć. 
Następne dni wyglądały podobnie oprócz jednego.
-Nie!! To nie możliwe!- krzyczałam do lekarza.
-Niestety, przykro mi.- powiedział zawiedziony i wyszedł z pokoju.
Teraz nie miałam co ze sobą zrobić. Wyszłam z pokoju i chodziłam po korytarzu. 
-Sassy?-usłyszałam znajomy głos.
-Tak, Janek?- nie byłam pewna czy to on.
-Tak, ty nadal tu?-chyba od razu zauważył co się dzieje. Usiedliśmy.
Zaczęłam mu opowiadać co się stało jak się tu znalazłam chociaż niewiele pamiętam, że dzisiaj umarł mój tata i nie wiem co robić.

Perspektywa Jasia:
 Po paru dniach zgłosiłem się na kontrolę mojej ręki, szczerze miałem nadzieje na ponowne spotkanie z Sassy. Tak też się stało podszedłem do niej i zaczęliśmy rozmawiać.
To co usłyszałem, zamurowało mnie. Współczuję tej dziewczynie. Teraz na 100% nie będzie miała łatwo.
-Co teraz z tobą?-zapytałem zaniepokojony. 
-Sama nie wiem, nie mam nikogo.
-Babcia, ciocia?-pytałem dalej.
-Babcia nie żyje, rodzice byli jedynakami ale..
Nagle przyszedł lekarz. Poprosił ją do osobnego pokoju. Musiał zrobić jej badania. Sam nie wiem co mnie skłoniło aby tam zostać i na nią poczekać. Może nasza niedokończona rozmowa? Nie wiem, ale zostałem.
Minęło 10 minut i wyszła w towarzystwie lekarza. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie była z jakiegoś powodu zadowolona. Podeszli nagle jacyś ludzie.
-Witaj Sassy.
-Witaj.-odpowiedziała Sassy.
 Skądś ich kojarzyłem ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd.
Przywitali się dość oschle z dziewczyną i poszli gdzieś z lekarzem a Sassy została ze mną.
-Jak tam badania?
-Już dobrze, mogę wychodzić ze szpitala, tu nasze drogi się rozchodzą.
Przytuliła mnie. Chyba tego potrzebowała więc się nie opierałem. Było dobrze.
-Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?-zapytałem niepewnie.
-Słucham?
-Kim byli ci ludzie, w szczególności ta kobieta, bo zauważyłem, że patrzałaś na nią jakby Ci wyrządziła krzywdę kiedyś?
-A ona, to...
----------------------------
Mam nadzieje, że się podobało :)
 

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 2.

"Po przebudzeniu jedyne co pamiętam to to, że jakaś rudowłosa pani mówiła to pana siedzącego obok, że mój stan nie jest taki poważny, tylko mam obrażenia powierzchowne..."


Po raz drugi straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu. Rozejrzałam się, aby zapytać się kogoś co się stało. 
Patrzałam dalej ale nikogo nie zobaczyłam. Żadnej pielęgniarki, ani jednego lekarza. Mój wzrok zatrzymał się na zegarze który pokazywał 3 w nocy, dlatego zaprzestałam poszukiwania kogokolwiek. Zaczęłam patrzeć do jakich urządzeń jestem podłączona. Niestety nazw ich nie znam. 
Poszłam spać. 
Rano obudził mnie czyjś głos.  Była to ta sama rudowłosa kobieta co w karetce. 
-Jak się czujesz?- powiedziała delikatnym głosem.
-Chyba dobrze.- powiedziałam zamyślona. Kobieta chyba zauważyła, że pomimo odpowiedzi jestem myślami gdzieś indziej.
 -Nad czym tak myślisz?
 -Sama nie wiem, może nad tym co się stało? A może co z moimi rodzicami?. Właśnie co z nimi?!- myślałam o tym całą noc a teraz gdy przyszło co do czego zapomniałam. Jak to się stało? Co ze mnie za córka. 
-Będą operowani, są w ciężkim stanie.
-Ale przeżyją prawda?
-Twoi rodzice są silnymi ludźmi, dadzą radę.
Odeszła.  Patrzałam się w sufit. Chyba szukałam w nim czegoś więcej niż białej farby. Co jakiś czas przychodziły pielęgniarki na kontrolę mojej kroplówki. Zawsze pytały się jak się a czuje a ja zawsze im odpowiadałam:
-Ja, dobrze a co z moimi rodzicami? 
Natomiast żadna z nich nie umiała na to pytanie odpowiedzieć. 

Następnego dnia:
Coś sprawiło, że obudziłam się przed 6 rano. Chciałam wstać do łazienki ale przeszkadzały mi wszystkie kable które były do mnie podłączone, a może ja do nich? Nie ważne. Zawołałam pielęgniarkę żeby mnie odpięła. Jak powiedziałam tak też zrobiła i poszłam do toalety. Po drodze byłam strasznie zamyślona i przez przypadek wpadłam na kogoś.
-Przepraszam!- powiedziałam wystraszona, że zrobiłam krzywdę, albo coś zniszczyłam.
-Nie no nic się nie stało- podniosłam wzrok i zobaczyłam chłopaka o ciemnych włosach i piwnych oczach. Byłam trochę zakłopotana, i sama nie wiem czemu.
-Ja nie chciałam, przepraszam Cię bardzo- nie wiedziałam jak mam się zachować więc ponownie go przeprosiłam.
-Naprawdę nic się nie stało, tak w ogóle Janek jestem a ty?
-Sassy, co Ci się stało?-spojrzałam na jego rękę która była w gipsie.
-A nic poważnego poobijałem się na dworze, a tobie co?
-Wypadek na drodze, nie wiem dokładnie jaki bo byłam nieprzytomna -zasmuciłam się bo pomyślałam od razu o rodzinie. Janek chyba to zauważył ale bał się zapytać bo nie wiedział jak zareaguję.
-To przez rodziców.-sama mu powiedziałam.
-Nie rozumiem.
-Jestem smutna przez rodziców, rzecz jasna nie pokłóciliśmy się. Chodzi o to, że nie mięli tyle szczęścia co ja, muszą być operowani.
-Na 100% z tego wyjdą. Na pewno są silnymi ludźmi.
Chciałam coś powiedzieć gdy zobaczyłam, że łóżko szpitalne wiozą dwie pielęgniarki. Nie wiozły tylko łóżka, wiozły również ciało. "Współczuję tym co stracili członka rodziny", pomyślałam sobie, ale...
------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)
Postaram się jutro wrzucić kolejny.