wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 27.

"-Nie sądziłem, że jesteś tak samo fałszywa jak mój ojciec. Nie chce Cię znać. - pękłam. Każda kolejna łza spływała mi po policzkach, a ja nie umiałam tego pohamować. - A i jeszcze jedno. Weź to sobie. - mówiąc to zdjął wisiorek i rzucił go w moją stronę. To był ten sam który dał mi już na samym początku naszej znajomości. Połówka serduszka na którym był napis:"MÓJ GŁ.." Ja miałam drugą część której ani razu nie zdjęłam. 
Skierowałam swój wzrok na wychodzącego Janka. Nie zdążyłam nic powiedzieć a drzwi już się zatrzasnęły. 
W jednej sekundzie straciłam cały mój świat. "

Tysiące myśli na sekundę. Tysiąc pytań, a na nie tylko 999 odpowiedzi. A gdzie ta najważniejsza odpowiedź, nie ma jej. Nie ma jej w moim życiu. Tą odpowiedzią był Jasiek. 
Idiotka. Tylko tak mogłam się w tym momencie nazwać. 
Wpatrywałam się w ścianę. Łzy już nie leciały. Nie miałam czym płakać. 
Biała ściana. Szukałam w niej czegoś, ale sama nie wiedziałam czego. Czułam się jak w dniu wypadku. Patrzałam na ścianę a potem dowiedziałam się, że straciłam ważną część mnie, rodziców. W tym przypadku było nie inaczej. Teraz sobie dopiero uświadomiłam ile straciłam. Kretynka. 
-Mamy dla pani dobrą wiadomość. - usłyszałam szorstki głos lekarza. - Jest szansa, że pani zacznie chodzić.- i po co mi to wiedzieć? Teraz. Rehabilitacje, leczenia. Ale po co mi to? Nie mam dla kogo zacząć chodzić. 

*Dwa miesiące później*

Wróciłam do domu. Weszłam do swojego pokoju i czułam się jak w pierwszym dniu gdy tu weszłam. Czułam się obco. Owszem weszłam. Odzyskałam władzę w nogach. Zrobiłam to dla tych rodziców którzy czuwają nade mną i dla tych którzy są teraz przy mnie. Na każde zajęcia przychodziła Natalia która mi pomagała w ciężkich chwilach. Czasem się na mnie denerwowała, że za szybko się poddaję. Ale udało się. Jestem w domu. Stoję w moim pokoju. To się liczy najbardziej, że stoję. A nie siedzę na wózku. Co do Janka. Nie odbierał ode mnie gdy do niego dzwoniłam. Nie chciałam tracić z nim kontaktu. Chciałam zacząć od nowa. Nie widziałam się z nim ani razu po naszej zakończonej znajomości. 
-I jak w domu? - zapytała Natalia która stanęła w drzwiach. 
-Genialnie. W szpitalu tylko biel i biel. Tutaj przynajmniej są kolory. - zaśmiałam się. Zmiana kolorów robi dobrze. Zresztą jak Natalce. Przefarbowała się na blond, ale do twarzy jej. Też bym chciała coś zmienić, ale to tylko moje wymysły. Pewnie by mi się znudziło po tygodniu i bym marudziła.
-Napijesz się czegoś?-zaproponowałam.
-Ja pójdę. Lekarz powiedział, że masz się nie przemęczać.
-Ha,ha. Po schodach z góry na dół, i z dołu do góry. Na pewno się przemęczę. - zaśmiałam się. Tak czy siak to Natalia poszła po coś do picia. Ja za ten czas podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Czysta ciekawość kazała mi zajrzeć do okna Janka, jednak jego tam nie było. Oparłam głowę o szybę i nadal wpatrywałam się w okno chłopaka. 
-Pytał o Ciebie.-zarzuciła Natalia wchodząc do pokoju ze szklankami w których znajdował się sok pomarańczowy. Podała mi jedną ze szklanek i usiadła na łóżku na przeciwko mnie. 
-Pytał, czy chodzisz. Kiedy mu powiedziałam, że chodzisz na rehabilitację, ale brakuje Ci takiego wiesz, kopa, i zaproponowałam mu żeby przyszedł i byście sobie wszystko wyjaśnili od razu zaprzeczył. Powiedział, że nie chce. - tak myślałam. 
-Ha, śmieszne. Patrz wyszłaś ze szpitala dwa dni przed swoimi urodzinami. Nie uważasz, że to przeznaczenie?
-To rodzice nade mną czuwają. - wskazałam palcem w sufit. Chodziło mi o niebo w tym momencie. Gawędziłyśmy jeszcze trochę, aż zrobiła się 21.30 i Natalia musiała zbierać się do domu. 
-Idziesz jutro na urodziny Janka?-zapytała już przy wyjściu z domu.
-Nie wiem. Jeżeli nie chce mnie widzieć to raczej nie. W szkole dam mu tylko prezent i przeproszę. 
-Oki. To do jutra. Wpadnę do Ciebie rano. 7.30?
-Okej. To papa.- pożegnałam się z Natką i zamknęłam za nią drzwi. Skierowałam się do kuchni gdzie mama szykowała kolację. Trochę późno, ale u nas to normalne, że o tej godzinie jemy.
-Pomóc Ci? - zapytałam ochoczo. 
-Nie trzeba. Już kończę. - posłała mi promienny uśmiech. Ja i tak postawiłam na swoim i chciałam w jakikolwiek sposób pomóc więc wzięłam talerze, sztućce i szklanki. Doniosłam wszystko na stół i rozłożyłam. Przyszedł Konrad i usiadł na "swoim" miejscu, a ja obok niego. Zaraz potem dołączyła do nas Beata z talerzem kanapek. Skrzywiłam się na widok pomidora. 
-Możesz ściągnąć. - powiedziała Beata.
-Skąd wiesz?
-Jestem twoją mamą w końcu. - zaśmiała się. Nałożyłam sobie 4 kanapki, a pomidora od razu zdjęłam i poszłam wrzucić je  do śmieci. Wróciłam na swoje miejsce i zaczęłam jeść. 
-Mamo a co z WF-em?
-Masz zwolnienie, załatwione u dyrektora, dopóki żebra Ci się dobrze nie zrosną. 
-Okej. - z tego całego wypadku zostały mi złamane żebra, znaczy zrastają się ale u mnie to idzie powoli i muszę uważać. Wielka blizna na prawym przedramieniu i trauma. 
Zjadłam i zaniosłam swój talerz do zmywarki. Podziękowałam za pyszną kolację i poszłam do pokoju. Weszłam, zabrałam pidżamę która leżała pod poduszką i poszłam do łazienki. Ubrania położyłam na półce koło umywalki, brudne ubrania wrzuciłam do kosza na pranie a pidżamę na półeczce obok prysznica. Odkręciłam zawór a na moje plecy spłynęła lodowata woda. Szybkim ruchem przekręciłam kurek i po chwili leciała ciepła woda. Głowę umyłam szamponem o zapachu mango a ciało truskawkowym. Spłukałam pianę z siebie i wyszłam z pod prysznica. Owinęłam się miękkim ręcznikiem a na włosy założyłam turban. Wytarłam się i ubrałam w czystą pidżamę. Włosy już mniej mokre rozczesałam. Wyszłam z łazienki zabierając resztę czystych ubrań. Odłożyłam je na krzesło a sama położyłam się  na łóżku przykrywając się kołdrą. Szybko zasnęłam.
***
Nie no po prostu świetnie. Pierwszy dzień idę do szkoły po wypadku a już zaspałam. Szybko zwlekłam się z łóżka podeszłam do szafy i założyłam pierwsze lepsze ciuchy. Muszę tu zrobić porządki i iść na zakupy, ale to nie teraz. Wbiegłam do łazienki. W ekspresowym tempie ubrałam się, umyłam, uczesałam i pomalowałam. Wyszłam po torbę. Chwilę potem byłam już w drodze. Na dworze padał deszcz więc rozłożyłam parasol, który pod wpływem silnego wiatru wygiął się w drugą stronę, a niektóre druty się połamały. Był doniczego. Wyrzuciłam go do pierwszego lepszego kosza, a do szkoły biegłam jak najszybciej się dało, ale i tak wchodząc do szkoły byłam cała przemoczona. Poszłam do łazienki ogarnąć się w miarę możliwości. za 5 minut kończy mi się historia więc stwierdziłam, że poczekam na Natalię, może ma jakieś zapasowe ciuchy jak zawsze. 
Dzwonek.
Napisałam do Natalii żeby przyszła do łazienki. Po chwili słyszałam głos dziewczyny pytającej się czy tu jestem. 
-Hej. - powiedziałam wychodząc z łazienki. Na mój widok dziewczyna się roześmiała. W sumie co tu się dziwić. 
-Hej, nie mam ciuchów, ale mam kosmetyki.
-Chociaż tyle. Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
-No chyba nic.- pokazałam jej język. Wzięłam potrzebne kosmetyki od przyjaciółki, zmyłam rozmazany makijaż i nałożyłam nowy. Oddałam malowidła Natce. przejrzałam się w lustrze. Twarz wyglądała okej, co nie zmieniało faktu, że mam mokre ubrania. Na to już niestety nic nie poradzę. Zadzwonił dzwonek, a ja teraz miałam matematykę.  Weszłam do klasy i od razu zobaczyłam, że moje miejsce obok Janka jest zajęte przez dziewczynę z wymiany szkolnej. Nie wiem jak miała na imię, ale opowiadała mi o niej Nati. Usiadłam w ostatniej ławce pod ścianą. 
-Sassy?- powiedziała Pani, na co ja podniosłam rękę, na znak, że jestem. 
-O jak miło. Chodź tu.- wstałam z krzesła i z końca klasy pokierowałam się do nauczycielki. Stanęłam przy biurku i patrzałam na nauczycielkę która szukała czegoś w papierach. 
-Proszę. Do końca lekcji ma być zrobiony.- świetne. Ta kobieta jest okropna. Każdy nauczyciel został poinformowany o moim wypadku a ta od razu każe mi napisać test z materiału którego nie opanowałam do końca. 
-Ale proszę Pani. Mnie nie było tyle czasu.
-Mogłaś przepisywać lekcje.
-Miałam rehabilitację i nie miałam kiedy. Możemy to przełożyć?
-Nie.- powiedziała oschle. Nie spojrzała na mnie ani razu od rozpoczęcia naszej rozmowy.
-To ja nie będę marnować sprawdzianu. Niech Pani wstawi mi jedynkę. Proszę. - oddałam kobiecie kawałek papieru. Ta spojrzała na mnie jak na idiotkę, a ja skierowałam się do swojej ławki. Usiadłam na miejscu i otworzyłam na wyznaczonej stronie, którą zapisała na tablicy. W sumie przez całą godzinę siedziałam bezczynnie, bo nie miał mi kto wytłumaczyć tematu który teraz przerabiamy. Zobaczyłam, że Pani wstała z miejsca i zaczęła oglądać zeszyty każdej osoby z klasy. 
-Czemu nie ma tu ani jednego zadania? Jedynka!- powiedziała. Nie dała się nawet wytłumaczyć Adamowi. Kobieta powoli zbliżała się na mnie, w czasie gdy ja po raz kolejny przewertowałam kartki podręcznika w celu jakiegokolwiek zrozumienia tego tematu. Niestety wszystko na marne. 
-Sassy pokaż zeszyt. - kobieta zabrała mi zeszyt z ławki. - Jedynka. - genialnie. Dwie jedynki na jednej lekcji. Genialny początek dnia. Nie chciało mi się z nią kłócić więc dałam jej ten zeszyt i wpisała mi dwie oceny niedostateczne. Chciałam żeby już był dzwonek. Miałam wrażenie, że Bóg mnie wysłuchał i usłyszałam upragniony dźwięk. Wyszłam z klasy jako jedna z ostatnich. Poszłam pogadać z Jankiem. 
-Hej, możemy pogadać? - zapytałam chłopaka który stał w tłumie dziewczyn. 
-Nie mamy o czym. Wszystko mi powiedziałaś w szpitalu. 
-Ale Janek..- przerwał mi.
-Co ale? Powiedziałem, nie mamy o czym gadać. Zejdź mi z oczu. - zrobiłam tak jak "prosił". 
*** 
Reszta lekcji zleciała bez większych problemów. Poszłam odprowadzić Natalę na autobus. 
-Ej, nie masz wrażenia, że cały czas za nami łazi?- zapytała mnie dyskretnie Natalia, gdy po raz kolejny zobaczyła Alana.
-Nie, chyba nie. Nie wiem, może do domu idzie? 
-Może. - wtedy podjechał autobus przyjaciółki. Pożegnałam się z nią. Ona wsiadła do pojazdu a ja ruszyłam do domu. Nie śpieszyłam się do domu, rozpogodziło się więc tym bardziej nie miałam potrzeby, aby szybko znaleźć się w swoim pokoju. 
Jedyne co mnie zaniepokoiło gdy już znajdowałam się obok domu to fakt, że Alan cały czas znajdował się w pobliżu. Serce zaczęło mi bić szybciej. Nerwowo szukałam kluczy, których nigdzie nie było. Świetnie chyba je zgubiłam. Przyśpieszyłam kroku w kierunku domu Jaśka. Może mnie wpuści. Miejmy nadzieje. 
Weszłam na Jego posesje i podeszłam do drzwi. Zapukałam a po chwili w drzwiach stanął chłopak. 
-Proszę Cię wpuść mnie. 
-Nie. W ogóle po co tu przylazłaś?
-Janek. Proszę. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię.- nawet nie odpowiedział tylko zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Zajebiście. Wyszłam z posesji chłopaka. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nie widziałam już Alana. Nie mam kluczy więc napisałam do Konrada kiedy będzie ale nie odpisał. Stwierdziłam, że nie mam nic do roboty więc poszłam do parku. Było mokro więc nie było w nim ludzi. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce. Wyjęłam swoje słuchawki i podłączyłam do telefonu. Puściłam pierwszą lepszą playlistę. 
***
Siedzę tu jakieś pół godziny a Konrad nadal się nie odezwał. Ni stąd ni zowąd poczułam ogromny ból w głowie, a po chwili ktoś stanowczym ruchem złapał za moje gardło. Nie widziałam napastnika, aż pociągnął mnie w stronę opuszczonego budynku. Napastnikiem okazał się nie kto inny jak Alan. 
-Czego chcesz?- powiedziałam zdecydowanie, ale czułam, że mój głos się łamie.
-Nie wiem jak ty to robisz, że nadal żyjesz. Wtedy tylko blizna ci została, a teraz? Blizna i złamane żebra. - mówiąc to uderzył miejsce które było opatrzone bandażem w celu zabezpieczenia żeber. Poczułam łamiące się kości. Krzyknęłam i zaczęłam płakać. Błagałam go, żeby dał mi spokój, ale ten śmiał się tylko. Boje się co tym razem wymyślił.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej.
Rozdział się podoba? Zostaw komentarz. To motywuje :)
Zapraszam na aska KLIK 
Zapraszam również na grupę, gdzie będziecie informowani o rozdziałach  KLIK

3 komentarze: