wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 27.

"-Nie sądziłem, że jesteś tak samo fałszywa jak mój ojciec. Nie chce Cię znać. - pękłam. Każda kolejna łza spływała mi po policzkach, a ja nie umiałam tego pohamować. - A i jeszcze jedno. Weź to sobie. - mówiąc to zdjął wisiorek i rzucił go w moją stronę. To był ten sam który dał mi już na samym początku naszej znajomości. Połówka serduszka na którym był napis:"MÓJ GŁ.." Ja miałam drugą część której ani razu nie zdjęłam. 
Skierowałam swój wzrok na wychodzącego Janka. Nie zdążyłam nic powiedzieć a drzwi już się zatrzasnęły. 
W jednej sekundzie straciłam cały mój świat. "

Tysiące myśli na sekundę. Tysiąc pytań, a na nie tylko 999 odpowiedzi. A gdzie ta najważniejsza odpowiedź, nie ma jej. Nie ma jej w moim życiu. Tą odpowiedzią był Jasiek. 
Idiotka. Tylko tak mogłam się w tym momencie nazwać. 
Wpatrywałam się w ścianę. Łzy już nie leciały. Nie miałam czym płakać. 
Biała ściana. Szukałam w niej czegoś, ale sama nie wiedziałam czego. Czułam się jak w dniu wypadku. Patrzałam na ścianę a potem dowiedziałam się, że straciłam ważną część mnie, rodziców. W tym przypadku było nie inaczej. Teraz sobie dopiero uświadomiłam ile straciłam. Kretynka. 
-Mamy dla pani dobrą wiadomość. - usłyszałam szorstki głos lekarza. - Jest szansa, że pani zacznie chodzić.- i po co mi to wiedzieć? Teraz. Rehabilitacje, leczenia. Ale po co mi to? Nie mam dla kogo zacząć chodzić. 

*Dwa miesiące później*

Wróciłam do domu. Weszłam do swojego pokoju i czułam się jak w pierwszym dniu gdy tu weszłam. Czułam się obco. Owszem weszłam. Odzyskałam władzę w nogach. Zrobiłam to dla tych rodziców którzy czuwają nade mną i dla tych którzy są teraz przy mnie. Na każde zajęcia przychodziła Natalia która mi pomagała w ciężkich chwilach. Czasem się na mnie denerwowała, że za szybko się poddaję. Ale udało się. Jestem w domu. Stoję w moim pokoju. To się liczy najbardziej, że stoję. A nie siedzę na wózku. Co do Janka. Nie odbierał ode mnie gdy do niego dzwoniłam. Nie chciałam tracić z nim kontaktu. Chciałam zacząć od nowa. Nie widziałam się z nim ani razu po naszej zakończonej znajomości. 
-I jak w domu? - zapytała Natalia która stanęła w drzwiach. 
-Genialnie. W szpitalu tylko biel i biel. Tutaj przynajmniej są kolory. - zaśmiałam się. Zmiana kolorów robi dobrze. Zresztą jak Natalce. Przefarbowała się na blond, ale do twarzy jej. Też bym chciała coś zmienić, ale to tylko moje wymysły. Pewnie by mi się znudziło po tygodniu i bym marudziła.
-Napijesz się czegoś?-zaproponowałam.
-Ja pójdę. Lekarz powiedział, że masz się nie przemęczać.
-Ha,ha. Po schodach z góry na dół, i z dołu do góry. Na pewno się przemęczę. - zaśmiałam się. Tak czy siak to Natalia poszła po coś do picia. Ja za ten czas podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Czysta ciekawość kazała mi zajrzeć do okna Janka, jednak jego tam nie było. Oparłam głowę o szybę i nadal wpatrywałam się w okno chłopaka. 
-Pytał o Ciebie.-zarzuciła Natalia wchodząc do pokoju ze szklankami w których znajdował się sok pomarańczowy. Podała mi jedną ze szklanek i usiadła na łóżku na przeciwko mnie. 
-Pytał, czy chodzisz. Kiedy mu powiedziałam, że chodzisz na rehabilitację, ale brakuje Ci takiego wiesz, kopa, i zaproponowałam mu żeby przyszedł i byście sobie wszystko wyjaśnili od razu zaprzeczył. Powiedział, że nie chce. - tak myślałam. 
-Ha, śmieszne. Patrz wyszłaś ze szpitala dwa dni przed swoimi urodzinami. Nie uważasz, że to przeznaczenie?
-To rodzice nade mną czuwają. - wskazałam palcem w sufit. Chodziło mi o niebo w tym momencie. Gawędziłyśmy jeszcze trochę, aż zrobiła się 21.30 i Natalia musiała zbierać się do domu. 
-Idziesz jutro na urodziny Janka?-zapytała już przy wyjściu z domu.
-Nie wiem. Jeżeli nie chce mnie widzieć to raczej nie. W szkole dam mu tylko prezent i przeproszę. 
-Oki. To do jutra. Wpadnę do Ciebie rano. 7.30?
-Okej. To papa.- pożegnałam się z Natką i zamknęłam za nią drzwi. Skierowałam się do kuchni gdzie mama szykowała kolację. Trochę późno, ale u nas to normalne, że o tej godzinie jemy.
-Pomóc Ci? - zapytałam ochoczo. 
-Nie trzeba. Już kończę. - posłała mi promienny uśmiech. Ja i tak postawiłam na swoim i chciałam w jakikolwiek sposób pomóc więc wzięłam talerze, sztućce i szklanki. Doniosłam wszystko na stół i rozłożyłam. Przyszedł Konrad i usiadł na "swoim" miejscu, a ja obok niego. Zaraz potem dołączyła do nas Beata z talerzem kanapek. Skrzywiłam się na widok pomidora. 
-Możesz ściągnąć. - powiedziała Beata.
-Skąd wiesz?
-Jestem twoją mamą w końcu. - zaśmiała się. Nałożyłam sobie 4 kanapki, a pomidora od razu zdjęłam i poszłam wrzucić je  do śmieci. Wróciłam na swoje miejsce i zaczęłam jeść. 
-Mamo a co z WF-em?
-Masz zwolnienie, załatwione u dyrektora, dopóki żebra Ci się dobrze nie zrosną. 
-Okej. - z tego całego wypadku zostały mi złamane żebra, znaczy zrastają się ale u mnie to idzie powoli i muszę uważać. Wielka blizna na prawym przedramieniu i trauma. 
Zjadłam i zaniosłam swój talerz do zmywarki. Podziękowałam za pyszną kolację i poszłam do pokoju. Weszłam, zabrałam pidżamę która leżała pod poduszką i poszłam do łazienki. Ubrania położyłam na półce koło umywalki, brudne ubrania wrzuciłam do kosza na pranie a pidżamę na półeczce obok prysznica. Odkręciłam zawór a na moje plecy spłynęła lodowata woda. Szybkim ruchem przekręciłam kurek i po chwili leciała ciepła woda. Głowę umyłam szamponem o zapachu mango a ciało truskawkowym. Spłukałam pianę z siebie i wyszłam z pod prysznica. Owinęłam się miękkim ręcznikiem a na włosy założyłam turban. Wytarłam się i ubrałam w czystą pidżamę. Włosy już mniej mokre rozczesałam. Wyszłam z łazienki zabierając resztę czystych ubrań. Odłożyłam je na krzesło a sama położyłam się  na łóżku przykrywając się kołdrą. Szybko zasnęłam.
***
Nie no po prostu świetnie. Pierwszy dzień idę do szkoły po wypadku a już zaspałam. Szybko zwlekłam się z łóżka podeszłam do szafy i założyłam pierwsze lepsze ciuchy. Muszę tu zrobić porządki i iść na zakupy, ale to nie teraz. Wbiegłam do łazienki. W ekspresowym tempie ubrałam się, umyłam, uczesałam i pomalowałam. Wyszłam po torbę. Chwilę potem byłam już w drodze. Na dworze padał deszcz więc rozłożyłam parasol, który pod wpływem silnego wiatru wygiął się w drugą stronę, a niektóre druty się połamały. Był doniczego. Wyrzuciłam go do pierwszego lepszego kosza, a do szkoły biegłam jak najszybciej się dało, ale i tak wchodząc do szkoły byłam cała przemoczona. Poszłam do łazienki ogarnąć się w miarę możliwości. za 5 minut kończy mi się historia więc stwierdziłam, że poczekam na Natalię, może ma jakieś zapasowe ciuchy jak zawsze. 
Dzwonek.
Napisałam do Natalii żeby przyszła do łazienki. Po chwili słyszałam głos dziewczyny pytającej się czy tu jestem. 
-Hej. - powiedziałam wychodząc z łazienki. Na mój widok dziewczyna się roześmiała. W sumie co tu się dziwić. 
-Hej, nie mam ciuchów, ale mam kosmetyki.
-Chociaż tyle. Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
-No chyba nic.- pokazałam jej język. Wzięłam potrzebne kosmetyki od przyjaciółki, zmyłam rozmazany makijaż i nałożyłam nowy. Oddałam malowidła Natce. przejrzałam się w lustrze. Twarz wyglądała okej, co nie zmieniało faktu, że mam mokre ubrania. Na to już niestety nic nie poradzę. Zadzwonił dzwonek, a ja teraz miałam matematykę.  Weszłam do klasy i od razu zobaczyłam, że moje miejsce obok Janka jest zajęte przez dziewczynę z wymiany szkolnej. Nie wiem jak miała na imię, ale opowiadała mi o niej Nati. Usiadłam w ostatniej ławce pod ścianą. 
-Sassy?- powiedziała Pani, na co ja podniosłam rękę, na znak, że jestem. 
-O jak miło. Chodź tu.- wstałam z krzesła i z końca klasy pokierowałam się do nauczycielki. Stanęłam przy biurku i patrzałam na nauczycielkę która szukała czegoś w papierach. 
-Proszę. Do końca lekcji ma być zrobiony.- świetne. Ta kobieta jest okropna. Każdy nauczyciel został poinformowany o moim wypadku a ta od razu każe mi napisać test z materiału którego nie opanowałam do końca. 
-Ale proszę Pani. Mnie nie było tyle czasu.
-Mogłaś przepisywać lekcje.
-Miałam rehabilitację i nie miałam kiedy. Możemy to przełożyć?
-Nie.- powiedziała oschle. Nie spojrzała na mnie ani razu od rozpoczęcia naszej rozmowy.
-To ja nie będę marnować sprawdzianu. Niech Pani wstawi mi jedynkę. Proszę. - oddałam kobiecie kawałek papieru. Ta spojrzała na mnie jak na idiotkę, a ja skierowałam się do swojej ławki. Usiadłam na miejscu i otworzyłam na wyznaczonej stronie, którą zapisała na tablicy. W sumie przez całą godzinę siedziałam bezczynnie, bo nie miał mi kto wytłumaczyć tematu który teraz przerabiamy. Zobaczyłam, że Pani wstała z miejsca i zaczęła oglądać zeszyty każdej osoby z klasy. 
-Czemu nie ma tu ani jednego zadania? Jedynka!- powiedziała. Nie dała się nawet wytłumaczyć Adamowi. Kobieta powoli zbliżała się na mnie, w czasie gdy ja po raz kolejny przewertowałam kartki podręcznika w celu jakiegokolwiek zrozumienia tego tematu. Niestety wszystko na marne. 
-Sassy pokaż zeszyt. - kobieta zabrała mi zeszyt z ławki. - Jedynka. - genialnie. Dwie jedynki na jednej lekcji. Genialny początek dnia. Nie chciało mi się z nią kłócić więc dałam jej ten zeszyt i wpisała mi dwie oceny niedostateczne. Chciałam żeby już był dzwonek. Miałam wrażenie, że Bóg mnie wysłuchał i usłyszałam upragniony dźwięk. Wyszłam z klasy jako jedna z ostatnich. Poszłam pogadać z Jankiem. 
-Hej, możemy pogadać? - zapytałam chłopaka który stał w tłumie dziewczyn. 
-Nie mamy o czym. Wszystko mi powiedziałaś w szpitalu. 
-Ale Janek..- przerwał mi.
-Co ale? Powiedziałem, nie mamy o czym gadać. Zejdź mi z oczu. - zrobiłam tak jak "prosił". 
*** 
Reszta lekcji zleciała bez większych problemów. Poszłam odprowadzić Natalę na autobus. 
-Ej, nie masz wrażenia, że cały czas za nami łazi?- zapytała mnie dyskretnie Natalia, gdy po raz kolejny zobaczyła Alana.
-Nie, chyba nie. Nie wiem, może do domu idzie? 
-Może. - wtedy podjechał autobus przyjaciółki. Pożegnałam się z nią. Ona wsiadła do pojazdu a ja ruszyłam do domu. Nie śpieszyłam się do domu, rozpogodziło się więc tym bardziej nie miałam potrzeby, aby szybko znaleźć się w swoim pokoju. 
Jedyne co mnie zaniepokoiło gdy już znajdowałam się obok domu to fakt, że Alan cały czas znajdował się w pobliżu. Serce zaczęło mi bić szybciej. Nerwowo szukałam kluczy, których nigdzie nie było. Świetnie chyba je zgubiłam. Przyśpieszyłam kroku w kierunku domu Jaśka. Może mnie wpuści. Miejmy nadzieje. 
Weszłam na Jego posesje i podeszłam do drzwi. Zapukałam a po chwili w drzwiach stanął chłopak. 
-Proszę Cię wpuść mnie. 
-Nie. W ogóle po co tu przylazłaś?
-Janek. Proszę. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię.- nawet nie odpowiedział tylko zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Zajebiście. Wyszłam z posesji chłopaka. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nie widziałam już Alana. Nie mam kluczy więc napisałam do Konrada kiedy będzie ale nie odpisał. Stwierdziłam, że nie mam nic do roboty więc poszłam do parku. Było mokro więc nie było w nim ludzi. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce. Wyjęłam swoje słuchawki i podłączyłam do telefonu. Puściłam pierwszą lepszą playlistę. 
***
Siedzę tu jakieś pół godziny a Konrad nadal się nie odezwał. Ni stąd ni zowąd poczułam ogromny ból w głowie, a po chwili ktoś stanowczym ruchem złapał za moje gardło. Nie widziałam napastnika, aż pociągnął mnie w stronę opuszczonego budynku. Napastnikiem okazał się nie kto inny jak Alan. 
-Czego chcesz?- powiedziałam zdecydowanie, ale czułam, że mój głos się łamie.
-Nie wiem jak ty to robisz, że nadal żyjesz. Wtedy tylko blizna ci została, a teraz? Blizna i złamane żebra. - mówiąc to uderzył miejsce które było opatrzone bandażem w celu zabezpieczenia żeber. Poczułam łamiące się kości. Krzyknęłam i zaczęłam płakać. Błagałam go, żeby dał mi spokój, ale ten śmiał się tylko. Boje się co tym razem wymyślił.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej.
Rozdział się podoba? Zostaw komentarz. To motywuje :)
Zapraszam na aska KLIK 
Zapraszam również na grupę, gdzie będziecie informowani o rozdziałach  KLIK

poniedziałek, 27 lipca 2015

Ogłoszenia Parafialne

W sierpniu rozdziały będą nieregularne z powodu moich wyjazdów. Jadę w dwa miejsca, do tego jeszcze dwa koncerty, a nie wiem co będzie z internetem. Będę pisać gdy tylko na to połączenie wi-fi i czas na to pozwoli. 
Więc podsumowując: musicie pilnować bloga bo rozdziały nie będą co tydzień w sobotę jak to zwykle było. 
Jeżeli jesteście leniuchy i nie chce wam się codziennie sprawdzać bloga to możecie wpaść na grupę [KLIK] na której zawsze znajdzie się informacja o nowym rozdziale.
Cieplutko pozdrawiam.
Daria .

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 26.

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!

"Już po lekcjach. Na polskim 3 razy zadzwonił mi telefon, ale nie miałem jak odebrać. Teraz idę do domu więc na spokojnie mogę oddzwonić. Wyjąłem telefon, odblokowałem ekran i wszedłem w rejestr połączeń. Zobaczyłem, że dzwoniła Sassy. Ucieszyłem się, bo chciałem wiedzieć co u niej. Wykręciłem numer i po chili usłyszałem jej głos. 
-Janek, przyjdź. Musimy porozmawiać."

-A o której mam być?-zapytałem lekko zdziwiony jej telefonem.
-Jak Ci pasuje.-rozłączyła się. 
Stwierdziłem, że najpierw pójdę do domu. Zjem obiad i pojadę do szpitala. Tak też zrobiłem. 
***
-Hej mamo.-Wszedłem do domu.
-Hej Janku. - powiedziała z uśmiechem na ustach. Stała w kuchni szykując obiad. 
-Co tak ładnie pachnie?
-Twoja ulubiona lazania. 
-Świetnie, a za ile będzie?
-Za ok. 5 minut. - przytaknąłem i poszedłem do siebie do pokoju. Usiadłem na oknie. Zaczęło padać. Patrzałem na ludzi którzy próbowali się ukryć przed nim chowając się pod parasolkami a inni biegli szybko do swoich domów, albo pod jakiekolwiek schronienie. 5 minut i po deszczu. 
-Janek, obiad!- nareszcie. Jestem głodny. Zszedłem z parapetu, wyszedłem z pokoju i udałem się po posiłek. Zobaczyłem, że przy stole siedzi Tomek. partner mamy. 
-Hej Tomek. 
-Hej Janek. Co powiesz na paintballa dzisiaj?
-Dzisiaj nie dam rady. Może w piątek jak przyjadą Mateusz i Adam?
-Nie ma problemu. To jeszcze się zdzwonimy. Chodź jeść. - Usiadłem obok niego. 
Zabraliśmy się za jedzenie. Co chwile chwaliliśmy mamę, że lazania wyszła genialna. 
Spałaszowaliśmy cały talerz. Wstałem, pozbierałem naczynia i poszedłem wstawić je do zmywarki. 
-Zbieram się mamo!-rzuciłem przy wyjściu. Nic nie odpowiedziała więc wyszedłem. Zabrałem rower z garażu. Napisałem do Sassy, że za niedługo będę. Wsiadłem na pojazd i ruszyłem do szpitala. 
***
Jechałem dobrze znaną mi drogą. Auta nadal tędy nie jeżdżą. To mało znana trasa. Tędy najczęściej poboczem chodzą ludzie, lub dzieci jeżdżą na rolkach czy rowerze. Zatrzymałem się obok plamy krwi która już wyschła, ale kolor nadal pozostał w odcieniu czerwieni. 
Dużo osób która obok niej przechodziła zwróciła na nią uwagę. Reakcje dzieliły się na dwie:
jedne osoby wzruszały ramionami, bo co ich obchodzi, że ktoś mógł zginąć. Drugie reakcje były inne. Ludzie byli zaciekawieni, może i nawet zmartwieni co się z "właścicielem" tej krwi dzieje, w danym momencie. 
Usłyszałem rozmowę jakiegoś dojrzałego małżeństwa:
-Jezu czy to jest krew?- zapytała kobieta. 
-Chyba tak.
-Jezu, ciekawe co się stało. I czy ta osoba żyje.- mówiła do swojego męża.
-Jakoś mnie to mało interesuje. - wzruszył ramionami i ruszyli dalej. Zrobiłem to samo. Wsiadłem na rower i ruszyłem w dalszą drogę do szpitala. 
***
Perspektywa Sassy:
-Ania, muszę kończyć bo zaraz idę na rehabilitację. - dziewczyna się pożegnała i rozłączyła. Kolejna osoba składa mi wyrazy współczucia z powodu stanu w którym się znajduję. Najchętniej to bym wyłączyła tą komórkę, ale muszę mieć kontakt z Beatą i Konradem. Nie chce mi się słuchać, jak to oni mi współczują, ale jak przychodzi co do czego to nikt nie przyszedł porucz Natalii i Janka. 
Właśnie Janek. Za niedługo powinien tu być. Stresuję się. A co jeżeli nie będzie chciał? Chcę być dobrej myśli, ale nie potrafię. 
Z moich rozmyślań wyrwało mnie skrzypienie drzwi w których staną Janek. 
Poszedł do mnie, po drodze zabierając krzesło które stało łóżko obok. Postawił je obok mnie (ponieważ sama siedziałam na wózku) i usiadł. 
-Hej, o czym chciałaś pogadać?
-Hej. Chciałabym zacząć wszystko od nowa. Naszą znajomość. Wszystko. Proszę.- łzy cisnęły mi się na oczy. Bałam się, że się nie zgodzi i mnie opuści, a tego bym nie chciała. Jest dla mnie ważny, ale tak jak mu napisałam, nie chcę, aby się mną przejmował przez to, że jestem na wózku. 
-Okej. Ale nie płacz proszę. - wytarłam pojedynczą łzę która wydostała się i powoli spływała po moim policzku. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą postanowiłam przerwać. 
-Too, jak było na urodzinach Kacpra?-zapytałam zaciekawiona.
-No w sumie okej. Graliśmy w butelkę.
-Dużo wypiłeś?
-Nie, może jedno piwo.
-A co do butelki graliście na  całowanie prawda? 
-Tak a skąd wiesz? 
-Gadałam z Natalą. Była u mnie wcześniej. Too, z kim się całowałeś?-ciekawość mnie zżerała. 
-Z Kingą i jeszcze paroma innymi.-wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic.
-Ale całowałeś, czy się lizałeś? 
-No lizałem. 
-Szybko znalazłeś sobie pocieszenie. - prychnęłam po chwili ciszy. Co ja gadam, przecież sama z nim zerwałam.
-Przecież sama mnie rzuciłaś!- czuje się jakby mi czytał w myślach. 
-A wiesz czemu? Bo nie chce żebyś marnował swój czas na taką osobę jak ja. - wskazałam na siebie i teraz mój wózek. 
-A skąd wiesz, że nie chcę?
-Po tym co odwaliłeś na urodzinach, an pewno nie chcesz.- na to już nie odpowiedział. Zapanowała niezręczna cisza. Każde z nas unikało swojego wzroku.
-Mogłeś ją od razu przelecieć. - kurna, czemu ja głośno myślę. No cóż, powiedziałam i nie cofnę tego.
-Co?- otworzył szerzej oczy ze zdumienia. 
-Jesteś głuchy, czy udajesz.-zirytowałam się.-To co słyszysz.
-Mogłem ale tego nie zrobiłem.- skierował swój wzrok na mnie. Czułam się jakby mnie przeszywał na wylot.
-Czemu niby?
-Mam swoje powody.
-Aha. Ciekawe jakie. - mówiłam z irytacja w głosie. 
-To już pozostawię dla siebie. - i znowu ta cisza. Nienawidzę takich sytuacji. 
-Janek. Nie kłóćmy się już. Nie jesteśmy parą więc możemy robić co nam się żywnie podoba. Chcę zacząć wszystko od nowa. Zacznijmy od przyjaźni. A kto wie, może sobie kogoś znajdziesz? 
-Sassy, ale zrozum to, że to była tylko głupia gra. To, że się z nimi przelizałem to nic nie znaczyło. To alkohol tak zadziałał na mnie.
-Alkohol? Przecież sam powiedziałeś, że wypiłeś jedno piwo. To ja już nie wiem, czy ty masz słabą głowę do alkoholu czy po prostu ściemniasz. -zaśmiałam się ironicznie.
-Ale, w takim razie po co to robiłeś?-dodałam. Byłam ciekawa jego odpowiedzi. 
-Bo to była gra. Zwykła gra. 
-Ale nie musiałeś się z nimi od razu lizać. - czułam jak moje oczy stają się wilgotne od łez. 
-Sassy, to był błąd. Masz rację. Nie rozumiesz, że ja Cię kocham? - po raz pierwszy od rozpoczęcia naszej rozmowy spojrzałam mu w oczy, z których na ten moment nie umiem nic wyczytać. - A ty? - dodał po chwili. Jasne, że go kocham, ale nie chce mu życia marnować na mnie. Na dziewczynę na wózku. 
-Nie. - to jest najgorsze słowo jakie wypowiedziałam. Nie chciało mi przejść przez gardło, ale ja to robię dla jego dobra. Kiedyś to zrozumie. Mam nadzieje. 
-Już o mnie zapomniałaś?- stał w krzesła. Ja podniosłam wzrok za nim, ale po chwili go spuściłam.
-Tak.- po raz drugi go okłamałam. Czułam się z tym okropnie, ale nie mam innego wyjścia. 
-Nie sądziłem, że jesteś tak samo fałszywa jak mój ojciec. Nie chce Cię znać. - pękłam. Każda kolejna łza spływała mi po policzkach, a ja nie umiałam tego pohamować. - A i jeszcze jedno. Weź to sobie. - mówiąc to zdjął wisiorek i rzucił go w moją stronę. To był ten sam który dał mi już na samym początku naszej znajomości. Połówka serduszka na którym był napis:"MÓJ GŁ.." Ja miałam drugą część której ani razu nie zdjęłam. 
Skierowałam swój wzrok na wychodzącego Janka. Nie zdążyłam nic powiedzieć a drzwi już się zatrzasnęły. 
W jednej sekundzie straciłam cały mój świat. 
------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej. 
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale moja wena poszła w las. 
Mam nadzieje, że się podoba.
NIESTETY. NA BLOGU JEST BARDZO MAŁO WYŚWIETLEŃ. 
NIE MA ODZEWU Z WASZEJ STRONY. 
DLA WAS KOMENTARZ TO NIECAŁA MINUTKA, A DLA MNIE WIELKA MOTYWACJA. 
MAM NADZIEJE, ŻE ZOBACZĘ TU MASĘ KOMENTARZY, ŻE KTOŚ TO CZYTA. :D
Standardowo jeszcze grupa:KLIK
No i Ask: KLIK

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 25.

"Znowu ktoś dzwoni. Kto normalny o 4 rano dobija się do mnie. Spojrzałem na telefon. Konrad. Od razu się ożywiłem. Odebrałem.
-Halo, co z Sassy?
-Janku, ona..-Usłyszałem głos Beaty która urwała swoją wypowiedź. Słyszałem tylko, że płacze i mówi do Konrada, żeby to on mi przekazał jakąś wiadomość.
 -Janku.-zaczął powoli i wziął głęboki oddech.-Ona.."

 W słuchawce zapanowała głucha cisza.
-Halo, jest tam Pan?-zaniepokoiłem się.
-Tak, jestem. Sassy się obudziła ale..-znowu urwał.-Jaśku, przyjedź tu po szkole. To nie jest rozmowa na telefon.
-Mogę nawet teraz. Jest 4 a ja mam dzisiaj na 9. 
-No dobrze. Czekamy. - usłyszałem pikanie. Rozłączył się.
Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do szafy. Wybrałem pierwsze lepsze rzeczy i poszedłem do łazienki. Kiedy się już "wyszykowałem" wyszedłem do łazienki i zbiegłem po chodach na dół. Ubrałem buty i poszedłem po rower do garażu. Wsiadłem i skierowałem się w stronę szpitala.
***
-Dzień dobry, co z Sassy.-spotkałem Konrada tuż przed wejściem do sali dziewczyny. 
-Janku, przepraszam, że Cię tu fatygowałem. Myślałem, że Sassy Ci to powie, ale w ostatnim momencie się rozmyśliła. Dzwoniłem do Ciebie, ale nie odbierałeś. Tu masz kartkę którą Ci napisała. Proszę.
-Dziękuję.-Konrad wręczył mi kopertę z zawartością.
-Nie chce teraz widzieć nikogo. Nie obraź się, ale musisz już iść. 
-Rozumiem. Dziękuje. Do widzenia.-pożegnałem się i wyszedłem przed szpital. Schowałem kopertę do kieszeni, odpiąłem rower i ruszyłem do domu. W czasie drogi znowu zobaczyłem tą samą plamę krwi. Znowu miałem przed oczami zakrwawioną Sassy. Zatrzymałem się, zszedłem z roweru i zacząłem go prowadzić ścieżką prowadzącą nad wodę gdzie zaprowadziłem poprzedniego dnia Sassy. 
Rzuciłem rower w losowe miejsce  i rozsiadłem się na trawie. Wyjąłem z kieszeni kopertę i powoli ją otwierałem. Wyjąłem kartkę w kratkę. Zacząłem czytać. 
Janek. Tak wiem byliśmy ze sobą, aż jeden dzień, ale to koniec. Nie chcę żebyś się mną martwił. Co z tego, że się obudziłam, jak przez tego idiotę co wtedy kierował jestem kaleką na całe życie. Nie mam władzy w nogach. Przepraszam, że nie mówię Ci tego prosto w twarz, ale nie mam siły na nic. Nie chcę żebyś się o mnie martwił.  Sassy.
 Patrzałem się w tą kartkę jakbym nigdy nie widział papieru. Analizowałem jeszcze nie raz każde słowo. To nie jest możliwe to co napisała. Schowałem kartkę do kieszeni i patrzałem przed siebie. Nie chciałem uwierzyć w to co napisała. 

Perspektywa Sassy:
-Więc to na pewno był on? Widziała go Pani?-dopytywali się policjanci.
-Tak na pewno to on. Zanim mnie potrącił widziałam jego twarz.
-Dobrze. Zajmiemy się tym. Do widzenia. -pożegnałam się z nimi. Gdy wyszli z sali przyjrzałam się sobie w lustrze. Zabandażowana głowa, prawa ręka w gipsie, lewe przedramię zabandażowane i podbite oko. No i na dodatek siedzę na wózku. Momentalnie się rozpłakałam. 
-Sassy nie płacz, lekarz powiedział, że jest szansa, że będziesz chodzić, ale musimy czekać i chodzić na rehabilitację.
-Ty chodzić, ja jeździć.-Zaśmiałam się pomiędzy łzami. 
-Chodź, idziemy do lekarza wyjaśni ci co i jak. - przytaknęłam. Zbytnio nie miałam wyboru ponieważ Beata mnie sama tam zawiozła. 
***
-Rozumiesz Sassy?-zapytał lekarz. Przytaknęłam i wyjechałam z gabinetu kierując się do siebie. 
-Gdzie jedziesz młoda?-zapytał Konrad.
-Do "siebie". - zrobiłam cudzysłów z palców. 
-Przecież idziemy na salę rehabilitacyjną. 
-No tak. Już jadę. - zawróciłam i kierowałam się za Konradem. 

Perspektywa Jasia:
Wyszedłem z domu kierując się do szkoły. Tym razem o dziwo szybko do niej dotarłem. 
-Siema Janek.-przywitał się ze mną Kacper. 
-Hej.-odpowiedziałem. 
Czułem się nieobecny w czasie gdy Kaper mówił jak to mu się układa z Klaudią. Po raz pierwszy cieszyłem się z dzwonku na lekcje. Angielski. Na tej lekcji siedziałem z Alanem, który niestety był w szkole. 
Rozwiązywałem zadania, które zapisała nam na tablicy nauczycielka gdy chłopak zaczął coś do mnie mówić. Starałem się go nie słuchać, ale gdy usłyszałem imię Sassy zaciekawiłem się co ma do powiedzenia tym razem o niej.
-Sassy, tak szybo się nie pozbiera po wypadku.-zaśmiał się.
-Skąd wiesz, że miała wypadek?
-Mam swoje źródła.- zaśmiał się. Nagle zadzwonił dzwonek a aj się nie zdążyłem go zapytać jakie źródła. I tak by mi nie odpowiedział. Wyjąłem telefon i próbowałem dodzwonić się do Sassy, ale miała wyłączony telefon. 10 minut zajęła mi próba dodzwonienia się do niej ale i tak bez skutecznie. Dzwonek i kolejna lekcja. WF. Nie ćwiczyłem, bo nie spakowałem stroju. 
Było na tyle ciepło więc wyszliśmy na dwór. Usiadłem w cieniu na trawie i wyciągnąłem telefon. Dopiero 10. Jeszcze 2 godziny lekcyjne i zbieram się do domu. Schowałem telefon, zerwałem z drzewa liścia i zacząłem się nim "bawić". W pewnym momencie poczułem wibrację w mojej kieszeni. Wyjąłem szybko telefon i odebrałem. Nie spojrzałem na ekran kto w ogóle dzwoni. W głębi duszy miałem nadzieje, że to Sassy, ale się pomyliłem. 
-Hej Janek, dzisiaj o 15 u Klaudii. - była to Kinga. 
-Ale po co?
-Zapomniałeś, że dzisiaj są jego urodziny?
-Faktycznie, jasne będę.
-Okej to do zobaczenia. Pa.-powiedziała a po chwili usłyszałem pikanie na znak, że się rozłączyła. Nie zdążyłem się nawet pożegnać. Muszę w końcu ją zapisać w kontaktach. Od czasu incydentu gdy to Sassy odebrała mój telefon i Kinga przedstawiła się jej jako moja dziewczyna. Rozmawiałem z nią i powiedziałem jej, że nic z tego nie będzie, ale Kinga bardzo nalegała, żebyśmy zaczęli od nowa, a ja się zgodziłem. 
-Janek!-krzyknął do mnie wuefista. Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do niego.
-Słucham?
-Idź sędziuj dziewczynom grę w kosza.
-Dobrze. 
Poszedłem na boisko do kosza które znajdowało się po drugiej strony szkoły. Mecz już trwał.
-Nati ile jest?
-2:0 dla żółtych. Czyli dla nas. - zaśmiała się i pobiegła dalej grać. 
***
-Żółte wygrały!-krzyknąłem gdy spojrzałem na telefon który wskazywał, że za 5 minut jest dzwonek na przerwę. Dziewczyny cieszyły się jakby wygrały pierwsze miejsce w ogólnoświatowych zawodach, w przeciwieństwie do czerwonych. Nie były zbyt zadowolone. Tak czy siak wszystkie dziewczyny wbiegły do budynku szkoły pozostawiając mi koszulki i piłki do sprzątnięcia. Zebrałem wszystko z ziemi i ruszyłem w stronę budynku. 
Zaniosłem wszytko do schowka i wyszedłem po plecak. Wyszedłem z szatni już z plecakiem i poszedłem pod salę muzyczną. Nagle zaczepił mnie Kacper.
-Ej stary, co z Sassy? Dzisiaj mieliśmy mieć występ.
-Ona jest w szpitalu. Więc nie będzie występu. A tak w ogóle robisz coś dzisiaj?-zapytałem dla pewności, ponieważ nie wiedziałem czy urodziny to niespodzianka czy też nie. 
-Idę do Klaudii na 15.30. Chciała żebym jej pomógł coś przy komputerze. A potem oglądamy jakiś film.- jednak niespodzianka. 
-A okej. Chodź załatwimy wszystko z nauczycielem, żeby się nie czepiał. 
***
Już po wszystkich lekcjach. Co do muzyki to nauczyciel nie był zły. Wręcz się przejął stanem Sassy. Powiedział, że jak wyzdrowieje to wszystko przedstawimy. 
Na reszcie idę do domu. Mam jakieś dwie i pół godziny dla siebie i idę na imprezę do Kacpra. Niezbyt mam na to ochotę, ale jest moim dobrym znajomym i nie odpuścił bym sobie jego urodzin. 
***
Zapukałem do Klaudii.
-Hej. Jak zawsze punktualny. - otworzyła mi Kinga. Zaśmiałem się i wszedłem do domu. Zobaczyłem Klaudię która ustawiała przekąski, jakieś picie i kubki. Przywitałem się z nią. Spojrzałem, że na  stoliku w salonie stoi sporo prezentów więc tam też wylądował i mój. 
Poszedłem na ogród zobaczyć ile i jacy ludzie przyszli. Większość to byli udzie z naszej szkoły. Ale były też osoby których kompletnie nie kojarzyłem. 
-O hej Janek!-podeszła do mnie Natalia.-Co z Sassy? Nie mogę się do niej dodzwonić. 
-W szpitalu jest.
-A co jej się stało?-zapytała wyraźnie zaskoczona i zmartwiona.
-Miała wypadek. Nati nie chce o tym rozmawiać, bo już do reszty stracę humor. 
-Nie no rozumiem. Chodź bo zaraz Kacper przychodzi. Trzeba znaleźć sobie kryjówkę.-zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę. Tak ta nasza kryjówka wyglądała tak, że wszyscy weszliśmy do pokoju Klaudii i czekaliśmy na Kacpra.
-A to jest Janek.-w tym momencie podeszła do mnie Kinga ze swoimi znajomymi. 
-Hej miło poznać Andrzej.-przywitał się chłopak. Było ich jeszcze sporo. Pogadaliśmy chwilę, aż usłyszeliśmy, że ktoś wchodzi po schodach. W pokoju nastała grobowa cisza. Ktoś chwycił za klamkę. Drzwi się uchyliły.
-Niespodzianka!-wszyscy krzyknęli gdy w drzwiach stanęli Kacper i Klaudia. 
Kacpra wryło w ziemię. Wszyscy zaczęli podchodzić do niego i składać życzenia. 
Impreza się zaczęła. Polał się alkohol ponieważ to była jego 18. Dużo nie wypiłem, może jedno piwo. 
-Gramy w butelkę!-ktoś krzyknął. Przenieśliśmy trochę mebli, żeby wszyscy się zmieścili. Jakaś dziewczyna położyła na środku okręgu butelkę po wódce i zakręciła jako pierwsza. 
Było dużo śmiechu, do czasu gdy gra nie przerodziła się w całuśną butelkę. Rzecz jasna pray mogły się całować w usta tylko ze sobą. Z innymi w policzek, zresztą tak jak faceci. Tylko w policzek. 
-No kręć!-krzyknęła jakaś rudowłosa dziewczyna. Jej kolega zakręcił i wypadło na Kingę.
-Nie masz chłopaka Kinga?-zapytał chłopak. Kinga zaprzeczyła. Chłopak poszedł do niej i pocałował. Usiadł na swoim miejscu a Kinga zakręciła. Wypadło na mnie.
-Masz dziewczynę?-zapytała się. Po chwili zastanowienia zaprzeczyłem. Oficjalnie Sassy ze mną zerwała więc byłem sam. Podeszła do mnie i pocałowała. Po chwili nasz pocałunek się pogłębił. Odkleiliśmy się od siebie gdy zabrakło nam powietrza. Dziewczyna usiadła u siebie i graliśmy dalej. Teraz kręciłem ja. Wypadło na tę samą rudowłosą dziewczynę która wcześniej "krzyknęła" na swojego kolegę. Ta sama regułka. Nie miała chłopaka więc ją pocałowałem. 
Podobnie jak z Kingą pocałunek się pogłębił. Przerwaliśmy w momencie gdy usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy, że na ziemi leży jakiś chłopak a obok niego potłuczona butelka po wódce. Wszyscy podbiegli do niego zobaczyć czy coś mu się nie stało. Na szczęście nie, ale zaliczył zgon. Położyliśmy go na kanapie i wróciliśmy do gry. 
***
Poranek. Dzisiaj środa. Na szczęście mamy na 9 tak jak wczoraj więc powinienem się wyrobić. Wstałem po cichu z łóżka tak żeby wszystkich nie obudzić. Zszedłem na dół do kuchni w której siedział Kacper. 
-Jeszcze raz najlepszego stary.-powiedziałem półszeptem ponieważ obok nas leżała Klaudia. 
-Dzięki. Jak się bawiłeś?
-Szczerze? Zajebiście. Zapomniałem o wszystkich problemach. Idziesz dzisiaj do szkoły?
-Nie mam totalnego kaca. A ty?
-Na szczęście nie jestem trzeźwy. Ja się zbieram idę jeszcze po książki. Pa.
-No na razie.-pożegnałem się i wyszedłem.
Popędziłem do domu po plecak. 
***
Już po lekcjach. Na polskim 3 razy zadzwonił mi telefon, ale nie miałem jak odebrać. Teraz idę do domu więc na spokojnie mogę oddzwonić. Wyjąłem telefon, odblokowałem ekran i wszedłem w rejestr połączeń. Zobaczyłem, że dzwoniła Sassy. Ucieszyłem się, bo chciałem wiedzieć co u niej. Wykręciłem numer i po chili usłyszałem jej głos. 
-Janek, przyjdź. Musimy porozmawiać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Eldo :>
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba.
Mile widziane komentarze. One naprawdę motywują do dalszego pisania. 
Tutaj jeszcze ASK i GRUPA

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 24.

"Nagle usłyszałem pisk opon a moje czy oderwały się od zwierzęcia, a skierowały się na jezdnię. 
Widziałem jak Sassy leży cała zakrwawiona na ziemi. Samochód z piskiem opon odjeżdża. 
Podjechałem do dziewczyny. Klęknąłem przy niej i sprawdziłem czy oddycha. Na szczęście tak. Wykręciłem numer na pogotowie. Zaraz przyjadą. 
Przed chwilą było tak miło, a teraz? Czułem jakbym stracił ważną część mnie. Dlaczego to ona miała wypadek a nie ja? Dlaczego to ją potrącił ten bydlak a nie mnie? Dlaczego on w ogóle odjechał?
Patrzałem na nieruchomą dziewczynę. Wszędzie pełno krwi. Moje oczy zaczęły zachodzić mgłą."

 Trzymałem jej rękę, która coraz szybciej pokrywała się krwią. Patrzałem w jej bladą twarz, na której przed chwilą widniał piękny uśmiech. Nie było go tu. Wszędzie krew i krew. 
-Cholera, gdzie to pogotowie.- bałem się z każdą sekundą o życie Sassy. 
Nareszcie przyjechali. W czasie gdy dwóch z nich zajmowało się dziewczyną, ja rozmawiałem z trzecim facetem. Gdy powiedziałem co się stało podziękował mi.
-Mogę jechać z wami? Proszę.-ratownik spojrzał na mnie. Na szczęście się zgodził pomimo, że nie byłem z rodziny. Usiadłem na jednym z krzeseł. Chwyciłem już przemytą dłoń dziewczyny, która była podpięta do kroplówki. 
Na miejscu ratownicy szybko przenieśli do sali a ja zostałem na korytarzu.
Wykręciłem numer do mamy, żeby ją powiadomić, że będę późno. Jak zwykle nie odebrała. Napisałem sms-a. Schowałem telefon i patrzałem w kremową ścianę. Nic w niej nie było, ale to było dość ciekawe zajęcie. 

W którymś momencie musiałem usnąć ponieważ obudził mnie telefon. Nie był mój ale Sassy. Wygrzebałem go z mojego plecaka. Spojrzałem na monitor. Beata. Odebrałem.
Kobieta zaczęła krzyczeć do słuchawki. Myślała, że to Sassy odebrała i chciała widzieć gdzie jest.
-Ale tu Janek, Sassy jest w szpitalu.-Nagle nastała cisza po drugiej stronie słuchawki. Wyjaśniłem kobiecie co się stało i gdzie jesteśmy. Na to wszystko powiedziała, że zaraz tam będzie i zaraz potem rozłączyła się. Wstałem z krzesła i podszedłem do drzwi sali w której znajdowała się dziewczyna. Zauważyłem, że lekarz który stał przy niej zaczął się kierować w moją stronę. Gdy tylko otworzył drzwi "napadłem" na niego. 
-Doktorze co z nią?
-A jest pan kimś z rodziny?-zapytał stanowczo.
-Nie, ale jestem jej, chłopakiem.
-Niestety, ale w takim razie nie mogę udzielić panu żadnych informacji.-powiedział stanowczo, a jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
-A mogę chociaż do niej wejść? Proszę.
-No dobrze, ale nadal jest nieprzytomna. 
-Dziękuję-uścisnąłem dłoń mężczyźnie i ruszyłem w kierunku łóżka Sassy. 
Usiadłem na krześle obok łóżka i złapałem dziewczynę za rękę. 
-Jesteś silna. Dasz radę. Wyjdziesz z tego. Nie odchodź, nie teraz, nie w takim momencie.-do oczu zaczęły napływać mi łzy. Czułem, że tracę coś ważnego dla mnie. To jest  moja wina, że tu leży. Mogłem nic nie mówić wtedy gdy ten ptak przelatywał. Ona patrzałaby  na drogę i nie byłaby tu gdzie jest.
Do moich uszu dobiegł dźwięk skrzypiących drzwi. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem, że do pomieszczenia wchodzą rodzice Sassy. Wstałem jednocześnie puszczając rękę dziewczyny. 
-Dobry wieczór.-powiedziałem.
-Dobry wieczór Janku. Co z nią?-zapytał Konrad.
-Nie wiem. Lekarze mi nic nie powiedzą, ponieważ nie jestem nikim z rodziny.
-Zaczekaj tu jeszcze chwile, pójdziemy się zapytać co z nią.-powiedziała Beata. Skierowała się w stronę wyjścia a Konrad zaraz za nią. Znów opadłem na krzesło i spojrzałem na Sassy. W głębi serca miałem nadzieje, że zaraz się obudzi. No ale nadzieja matką głupich. Siedziałem w ciszy, aż poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu. 
Odwróciłem się i zobaczyłem ponownie Konrada.
-Janku, idź do domu. Jeżeli się obudzi to damy Ci znać.
-A wie Pan co się jej stało?
-Tak. Złamane dwa żebra, złamana ręka, otwarta rana na przedramieniu i rozcięta głowa. 
Na to nie dopowiedziałem. Podziękowałem, podałem numer telefonu Konradowi, oddałem telefon Sassy i wyszedłem. Ubrałem rolki, a buty schowałem do plecaka i ruszyłem do domu. Nie było daleko więc nie chciałem fatygować mamy. 
Jechałem drogą. Po ulicy nie poruszał się ani jeden samochód. Gdy my wracaliśmy też nic nie jechało, prawie nic. Wjechałem na ulicę gdzie Sassy miała wypadek. Bez problemu ją rozpoznałem ponieważ na samym środku drogi znajdowała się wielka plama krwi. Na chwile się zatrzymałem i patrzałem w to miejsce. Moje oczy momentalnie stały się wilgotne, a po policzku spłynęła jedna łza. Szybko ją wytarłem, odwróciłem się i ruszyłem w dalszą drogę powrotną. 
***
Byłem już pod bramą gdy zobaczyłem, że do naszego garażu wjeżdża czerwone  audi. To nie był samochód mojej mamy, ani jej partnera. Stałem przed bramą i czekałem, aż kierowca wyjdzie z pojazdu. Długo nie musiałem czekać. Niestety postać weszła przez drzwi łączące dom z garażem. Zacząłem podążać za nim. Jeszcze w garażu zdjąłem rolki i odłożyłem je do pudełka. Po cichu wszedłem do budynku i udałem się w stronę salonu gdzie słyszałem jakieś głosy. 
Zobaczyłem, że na kanapie siedzi mama z tajemniczym mężczyzną. 
-Hej mamo.-powiedziałem. Automatycznie wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a ja od razu rozpoznałem człowieka który jeszcze przed chwilą rozmawiał z moją mamą jak gdyby nigdy nic. 
-Masz czelność się tu jeszcze pokazywać?-od razu podszedłem do niego.
-Janek. Posłuchaj.
-Nie będę Cię słuchać! Wynoś się stąd! Nie chce Cie tu nigdy więcej widzieć.-ostatnie zdanie powiedziałem dość spokojnie. Grzegorz stał i powoli kierował się w stronę drzwi w którymi tu wszedł. 
-Zdzwonimy się Agata.-rzucił do mamy wychodząc.
-Co on tu robił? -rzuciłem pytanie do mamy zamykając drzwi po naszym "gościu".
-Janek, on chciał to wszystko wytłumaczyć.
-Może się tłumaczyć, ale ja mu nie wybaczę. -powiedziałem i poszedłem do siebie. Wszedłem do pokoju, zamknąłem za sobą drzwi i opadłem na łóżko. Wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer do Mateusza. Po dwóch sygnałach odebrał.
-Hej stary.-usłyszałem zaspany głos chłopaka.
-Hej, śpisz?
-Teraz już nie.-zaśmiał się do słuchawki.-Co jest?-dodał po chwili.
-Nie zgadniesz kto się pojawił u nas w domu.
-No nie zgadnę, kto?
-Mój ojciec.
-Ale po co?-zapytał podnosząc się z łóżka. Słychać to było, ponieważ pod jego ciężarem podnosi się łóżko.
-Chciał się wytłumaczyć.-powiedziałem z ironią w głosie.-Pewnie się za pieniążkami stęsknił.
-Nie zdziwił bym się. Dobra, a zmieniając temat, jak tam z Sassy?-zapytał zaciekawiony.
-Jest w szpitalu.-powiedziałem ze smutkiem w głosie. Moja cała złość na ojca przerodziła się w smutek z powodu Sassy.
-Jak to? Co się stało?-zadał parę pytań. Przez słuchawkę od razu można było wyczuć, że się zaniepokoił. 
-Jak wracaliśmy z rolek to jakiś gnój ją potrącił. Co najlepsze odjechał jak gdyby nigdy nic.
-Jezu, żyje?
-Tak, ale jest cały czas nieprzytomna.
-Szczęście w nieszczęściu. Stary ja lecę bo rano mam trening. Do piątku.
-No okej. Pa.-od razu po tych słowach się rozłączył. 
Rzuciłem telefon na łóżko a sam wstałem. Skierowałem się w stronę łazienki, po drodze zabierając pidżamę. 
Wykąpałem się, ubrałem i wyszedłem kierując się do salonu gdzie nadal paliło się światło. Zajrzałem do pomieszczenia gdzie ujrzałem mamę.
-Mamo, czemu nie idziesz spać?
-Nie chcę jeszcze. Janku, usiądź proszę.-poklepała miejsce na kanapie obok siebie. Usiadłem na wskazanym miejscu i zmierzyłem ją pytającym wzrokiem.
-Dlaczego się tak zachowałeś w stosunku do taty?
-Dwa lata temu załamałaś się gdy dowiedziałaś się o tym, że cię zdradza, potem od nas odszedł. To był czas gdy go najbardziej potrzebowałem. On dla mnie może nie istnieć.
-Ale..
-Mamo, nie ma żadnego ale. Pamiętasz ile czasu zbieraliśmy się po tym? Gdy wszystko się zaczęło układać, ty znalazłaś kogoś, on nagle się pojawił jak gdyby nigdy nic. Mamo, ja go nie chcę już u siebie w życiu, zrozum to.
-Masz rację Janku. Dla ciebie to też nie było łatwe, miałeś 15 lat. To wtedy najbardziej ojciec jest potrzebny synowi a jego nie było. No chodź tu.-uśmiechnęła się i rozłożyła ręce w celu uścisku mnie. Przyjąłem propozycję. Niektórzy mogą pomyśleć, że to dziwnie, ale zawsze starałem się mieć dobry kontakt z mamą. 
-Ja już idę spać. Dobranoc.
-Dobranoc.
Pożegnałem się i poszedłem do siebie. Opadłem na łóżko, przykryłem się kołdrą i zasnąłem. 
***
Znowu ktoś dzwoni. Kto normalny o 4 rano dobija się do mnie. Spojrzałem na telefon. Konrad. Od razu się ożywiłem. Odebrałem.
-Halo, co z Sassy?
-Janku, ona..-Usłyszałem głos Beaty która urwała swoją wypowiedź. Słyszałem tylko, że płacze i mówi do Konrada, żeby to on mi przekazał jakąś wiadomość.
 -Janku.-zaczął powoli i wziął głęboki oddech.-Ona..
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Eldo. 
Mam nadzieje, że rozdział się wam spodoba. :)
Jakieś pytania? Od tego ask.  
Jeszcze tutaj grupa 
Miło widziane komentarze. :D

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 23.

"-Idziemy dzisiaj na rolki?-zapytał gdy już miałam wchodzić do domu.
-Czemu nie. 18?-zaproponowałam godzinę.
-18.-powtórzył za mną."

Perspektywa Jasia:
Pożegnałem się z Sassy i poszedłem do siebie do domu.
-Hej mamo!-krzyknąłem gdy tylko przekroczyłem próg domu. Jak zwykle nic. Wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer mamy. Nic. Położyłem telefon na blacie w kuchni. Podszedłem do lodówki na której zobaczyłem kartkę. 
Jasie, przepraszam ale nie będzie mnie dzisiaj. Mam ważną sprawę do załatwienia. Jakbym nie odbierała, nie martw się o mnie. Mogę nie słyszeć telefonu. 
Obiad masz w lodówce. 
Jak zjesz masz tu listę co musisz dzisiaj zrobić. 
  • Posprzątaj łazienkę
  • Posprzątaj swój pokój
  •  Umyj podłogi w całym domu
  • Przejrzyj swoje ciuchy. Te w których nie chodzisz schowaj do worka i wynieś do piwnicy.
Kocham Cię. Mama.

Dobra zabiorę się za to od razu, żeby się nie spóźnić na rolki. Najpierw łazienka. Zabrałem odpowiednie środki czystości i zabrałem się za sprzątanie. Pytanie jest jedno: którą łazienkę? Może umyje oby dwie. Nie są ogromne więc szybko pójdzie.

Tak jak myślałem 40 minut i skończone. 
Spojrzałem na listę i wykreśliłem pierwszy punkt. 
  • Posprzątaj łazienkę
  • Posprzątaj swój pokój
  • Umyj podłogi w całym domu
  • Przejrzyj swoje ciuchy. Te w których nie chodzisz schowaj do worka i wynieś do piwnicy.
Teraz pokój. Posprzątam i przy okazji przejrzę ubrania.
Najpierw spakowałem ubrania w których nie chodziłem a potem zabrałem się za samo sprzątanie. Nienawidzę tego robić u siebie, bo nie wiem ile bym nie sprzątał zawsze jest tu bałagan. Nie wiem jak to się dzieje. Po 2 godzinach męczarni czas zabrać się za mycie podłóg. Zabrałem worek z ubraniami i poszedłem do piwnicy. Położyłem ubrania w kącie, a zabrałem wiadro i mopa. Nalałem płynu, zalałem ciepłą wodą i zabrałem się za robotę. 

Ta podłoga chyba nigdy nie widziała mopa. Bynajmniej była taka brudna. No ale przecież co tydzień jest myta. Nie wiem o co chodzi. W sumie jest to nieistotne . Wylałem brudną wodę i przepłukałem czystą. Wytarłem i odstawiłem na swoje miejsce w piwnicy. Poszedłem do swojego pokoju się spakować na wtorek. Wrzuciłem zeszyty i podręczniki to plecaka i odłożyłem go na ziemię obok biurka. 

Perspektywa Sassy:
Zjadłam obiad, odrobiłam lekcje i spakowałam się na jutro. Zeszłam na dół w poszukiwaniu Beaty. Jak zwykle, jeżeli już była w domu to siedziała w kuchni. 
-Hej, mam prośbę. Pożyczysz mi rolki?
-Jasne. W garażu w tym niebieskim pudełku. - opowiedziała mi bez zbędnych pytań. Podziękowałam i ruszyłam w stronę garażu. Ubrałam pierwsze lepsze klapki i ruszyłam w poszukiwaniu rolek. Na miejscu, na szczęście znajdowało się tylko jedno niebieskie pudełko. Ściągnęłam je z górnej półki i zabrałam się za przeszukiwanie. Nie zajęło mi dużo czasu odnalezienie ich. Wyjęłam je a pudełko odłożyłam na swoje miejsce. Usiadłam na krzesło i miałam już ubierać rolki gdy spostrzegłam, że przez bramę wjeżdża Janek. Od razu go zawołałam. 
-Hej, ale ja mam rolki dla Ciebie.-wskazał ręką rolki jego mamy.
-Nie chce ich popsuć. Mam od Beaty. A kto wie, może sama sobie kiedyś kupię?-zaśmiałam się.
-Kupie Ci na urodziny. A właśnie kiedy masz?
-28 listopad a ty?
-27 listopad.-zaczął się śmiać a ja po chwili do niego dołączyłam. 
Ubrałam rolki i ruszyliśmy. Oczywiście na początku nie mogłam złapać równowagi więc Janek mnie trzymał za rękę. W sumie to było miłe uczucie. Po raz pierwszy, w sumie po raz drugi nie bałam się dotyku. Wcześniej kojarzył mi się tylko z Alanem. Ten człowiek sprawia, że przy nim zapominam o wszystkich problemach. 

Perspektywa Jasia:
Trzymaliśmy się za ręce pomimo tego, że Sassy już załapała. Co chwilę słyszeliśmy szeptanie dziewczyn które mijaliśmy. Fajna parka z nich. Fajnie wyglądają razem. Pomimo, że ich nie znaliśmy. Na każde to zdanie śmialiśmy się wspólnie. 
-Stój.-"rozkazałem" dziewczynie. Zatrzymała się i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Pociągnąłem ją za sobą na trawę. 
-Wzięłaś buty na zmianę?-zaprzeczyła na to pytanie. -Mam pomysł. Ściągnij rolki i schowaj do mojego plecaka.-spojrzała się po raz kolejny pytającym wzrokiem, ale wykonała polecenie.
-Gdzie chcesz iść?
-Zobaczysz.-uśmiechnąłem się. -Załóż plecak i wskakuj.- przybrałem odpowiednią pozę, aby dziewczyna mogła wejść mi na ramiona. Czasem tak nosiłem młodsze kuzynostwo. 
-Nie wiem, czy to dobry pomysł.-skrzywiła się. 
-Nie marudź tylko wchodź.- po chwili dziewczyna siedziała mi na ramionach i trzymała się moich dłoni, aby nie spadła. 
-Czuję się jak małe dziecko. Jak mnie tak tata nosił, mówił, że jestem jego księżniczką a każda księżniczka ma swojego konika. No i, że to on jest moim konikiem. - zaśmiała się smutno.
-To teraz będę nim ja, moja księżniczko.- uśmiechnąłem się pomimo, że dziewczyna tego nie widziała.
-Jesteśmy. - przykucnąłem, aby dziewczyna mogła bezpiecznie zejść. 
-Ale tu ślicznie. - powiedziała. Zobaczyłem jej szeroki uśmiech. A oczy zaczęły się jej świecić. 
W sumie się jej nie dziwie. Przychodziłem tu jak się kłóciłem z rodzicami. Głównie z tatą. Nie chodziłem się upić jak niektórzy moi znajomi. Ja przychodziłem właśnie tu. Nad niewielką rzekę.
Rozłożyłem koc który miałem w plecaku. Nie był za duży, ale się zmieścimy. Usiadłem i patrzyłem na dziewczynę, która nie przestawała się uśmiechać. 
-Skąd znasz to miejsce? - usłyszałem po chwili.
-Kiedyś coś mnie podkusiło i poszedłem tą ścieżką. Wiem droga tu nie wygląda zachęcająco, ale warto. Spojrzałem tu i wiedziałem, że będę tu częściej, a ważne mi osoby przyjdą tu ze mną.
-A kto tu już był?-zapytała zaciekawiona. Rozsiadła się wygodnie i wpatrywała w prąd rzeki.
 -Jeszcze nikt. Jasne mama jest ważna ale wiesz. - zaśmiałem się.- Jesteś pierwsza. 
Spojrzałem się na Sassy. Zarumieniła się. Chyba to poczuła bo zasłoniła się włosami, żebym nie widział. Szybko natomiast odsłoniłem jej włosy. Spojrzałem jej głęboko w oczy i uśmiechnąłem. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. 
-Nie patrz się tak. - przerwała, żeby nabrać powietrza.- bo czuje się niezręcznie. - zaśmiała się. Oderwałem wzrok od jej pięknych oczu i opadłem plecami na koc. Patrzałem w niebo, gdy poczułem, że Sassy układa  się obok mnie. 
-Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś. 
-Nie ma sprawy. Zamknij oczy.
-Co?
-No zamknij. Nie bój się nic Ci nie zrobię.-zrobiłem minę pedofila. Na co dziewczyna się zaśmiała. 
Zamknęła tak jak ją poprosiłem.
-I jak?
-Genialnie. Ta cisza, i jedyne co ją przerywa to szum wody obijającej się o kamienie. 
Leżeliśmy w ciszy. Co chwilę spoglądałem na dziewczynę, która nadal miała zamknięte oczy. 
Po paru minutach do moich uszu dobiegł dźwięk telefonu. Do Sassy zadzwoniła mama.
-Hej, nie wiem. Za 2 do 3 godzin powinna być w domu. No. No. Ja Ciebie też papa.- i rozłączyła się. Siedziała i wpatrywała się w wodę. Ja nadal sobie leżałem. 
Nagle poczułem, że dziewczyna układa głowę na mojej klatce piersiowej. Objąłem ją i przysunąłem do siebie. To był najlepszy moment w moim życiu. 
Leżeliśmy tak dość długo, ale dochodziła 20:30. 
-Czas się zbierać.-powiedziałem do dziewczyny. 
-Już? Mi tu wygodnie. -zaśmiała się.
-Możemy tu przychodzić ile razy będzie chciała moja księżniczka. - uśmiechnąłem się do niej. Chwilę później znów szliśmy. W sumie to ja szedłem a Sassy siedziała mi na ramionach. 
Na miejscu odstawiłem ją, i zaczęliśmy ubierać rolki. Gdy byliśmy gotowi do drogi podałem rękę dziewczynie. Nasze palce się splotły, a po chwili oczy się spotkały. Patrzeliśmy na siebie w ciszy. Nasze twarze powoli zaczęły się zbliżać, a w końcu usta się spotkały. W tym momencie byłem pewien tego co do niej czuje. 
Oderwaliśmy się od siebie. 
-Czy my jesteśmy?-zapytała lekko zmieszana dziewczyna.
-Tak. - potwierdziłem jej niedokończone pytanie.

Jechaliśmy spokojnie drogą. O tej porze nikt tędy nie jeździ. 
-Załapałam!-krzyknęła dziewczyna pokazując "sztuczkę" której jej uczyłem po drodze. 
-Gratulacje. - klaskałem. 
-Patrz jastrząb.-wskazałem ręką w niebo gdzie przelatywał ptak. U nas bardzo, ale to bardzo rzadko widzi się te patki.  Dziewczyna patrzała w niebo. Ja również. 
Nagle usłyszałem pisk opon a moje czy oderwały się od zwierzęcia, a skierowały się na jezdnię. 
Widziałem jak Sassy leży cała zakrwawiona na ziemi. Samochód z piskiem opon odjeżdża. 
Podjechałem do dziewczyny. Klęknąłem przy niej i sprawdziłem czy oddycha. Na szczęście tak. Wykręciłem numer na pogotowie. Zaraz przyjadą. 
Przed chwilą było tak miło, a teraz? Czułem jakbym stracił ważną część mnie. Dlaczego to ona miała wypadek a nie ja? Dlaczego to ją potrącił ten bydlak a nie mnie? Dlaczego on w ogóle odjechał?
Patrzałem na nieruchomą dziewczynę. Wszędzie pełno krwi. Moje oczy zaczęły zachodzić mgłą.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Hej. Wiem. 
Dzisiaj tak drastycznie. Wybaczcie. 
Jeżeli rozdział się spodobał, zostaw komentarz. To motywuje do dalszego pisania.
Pytania? Ask 
Grupa? To tutaj