Strony

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 4.

"-Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?-zapytałem niepewnie.
-Słucham?
-Kim byli ci ludzie, w szczególności ta kobieta, bo zauważyłem, że patrzałaś na nią jakby Ci wyrządziła krzywdę kiedyś?
-A ona, to..."

Perspektywa Sassy: 
Janek się mnie zapytał o tamtą kobietę.
-A ona. to moja biologiczna matka.-powiedziałam z niechęcią. Nie miałam do niej najmniejszego szacunku.
-A co ona tu robi?-zapytał zaciekawiony.
-Skoro to moja biologiczna matka, a nie mam do kogo udać się z rodziny bo nikt nie żyje zostaje tylko ona. Chociaż nie wiem czy nie wolałabym iść do sierocińca. 
-Nie mów tak.
-Jak mam tak nie mówić, zostawiła mnie i tatę a jak chciałam się z nią spotkać stwierdziła, że da mi 500 zł i będę zadowolona. Nienawidzę jej ale nie mam wyboru i muszę z nią teraz mieszkać.
W tym momencie przyszła ze swoim partnerem.
-Sassy idziemy.- powiedziała to tak jakby mi robiła łaskę. Przytuliłam się z Jasiem i pożegnałam. 
-Trzymaj się.- powiedział szeptem. Odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem. 
Wsiadłam do samochodu z tyłu. Wpatrywałam się w spływające po szybie krople. Nagle do moich uszu dotarł czyjś głos.
-To wszystko wina tego nieudacznika.- mówiła to moja matka. Coś się we mnie zagotowało. Nie pozwalam obrażać mojej rodziny.
-Gadasz bzdury. To był wypadek.
-Spowodowany przez twojego ojca.
-Nie prawda, nie mów tak o nim, nie zrobił tego specjalnie. On chciał dla mnie jak najlepiej w przeciwieństwie do ciebie!-sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Może dlatego, że chciałam jej dopiec. Przecież to nie miało żadnego związku z wypadkiem ale cóż powiedziałam to i nie żałuję.
Jechaliśmy w ciszy jeszcze jakieś 20 minut. Zajechaliśmy do jakiegoś ogromnego domu, który jak okazało się był teraz także moim domem. Wysiadłam, wzięłam to co miałam i poszłam za nowymi "rodzicami". Nagle usłyszałam że matka znowu oskarża tatę o wypadek.
-Nie mów tak o nim!
-Ale to prawda.
-Nie prawda nie mówisz prawdy, nigdy nie mówiłaś i nie będziesz mówić!!
-Nie odzywaj się tak do mnie jestem twoją matką!
-Nie prawda moja mama nie żyje!- wykrzyczałam to i weszłam do domu. Partner mojej matki wydawał się miły. Zaprowadził mnie do mojego nowego pokoju. 
-Dziękuję Panu- nie wiedziałam jak miałam do niego mówić.
-Mów mi Konrad.-powiedział z uśmiechem.
-Dobrze Konrad.-odwzajemniłam uśmiech.
Wyszedł z pokoju. Zaczęłam się rozglądać. Miałam dwuosobowe łóżko stojące na środku pokoju. Tuż obok drzwi miałam własną toaletkę co mnie zdziwiło bo prawie w ogóle się nie malowałam. Moja szafa zajmowała całą ścianę. Biurko stało pod dużym oknem a obok niego, drzwi balkonowe no i balkon. Widok z okna padał na okna moich nowych sąsiadów. 
Sam pokój był bardzo ładny. Miałam nawet własną toaletę jak na nastolatkę przystało. Zaśmiałam się do siebie. Rozpakowałam się i przebrałam w szare dresy i różową podkoszukę. Moje ciemne długie włosy spięłam w luźnego kucyka. Zeszłam na dół bo byłam głodna. Na dole spotkałam matkę. Nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać.
-Gdzie co leży?- niestety musiałam się zapytać gdzie jest coś do jedzenia, picia, jakieś szklanki. 
Po wytłumaczeniu zmyłam się z kuchni jak tylko zobaczyłam, że się przejaśnia. To świetna pogoda żeby zwiedzić okolicę. Może to głupie ale lubię wychodzić pod koniec deszczu na dwór. Z dresów i różowej bluzki ubrałam się w bluzkę z krótkim rękawem w poziome paski i do tego ogrodniczki. Ubrałam również trampki. Wzięłam telefon i słuchawki. 
Wyszłam na dwór. Niedaleko siebie miałam park więc postanowiłam go odwiedzić.
------------------------------
Kolejny rozdział, mam nadzieje, że się podoba :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz