Strony

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 2.

"Po przebudzeniu jedyne co pamiętam to to, że jakaś rudowłosa pani mówiła to pana siedzącego obok, że mój stan nie jest taki poważny, tylko mam obrażenia powierzchowne..."


Po raz drugi straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu. Rozejrzałam się, aby zapytać się kogoś co się stało. 
Patrzałam dalej ale nikogo nie zobaczyłam. Żadnej pielęgniarki, ani jednego lekarza. Mój wzrok zatrzymał się na zegarze który pokazywał 3 w nocy, dlatego zaprzestałam poszukiwania kogokolwiek. Zaczęłam patrzeć do jakich urządzeń jestem podłączona. Niestety nazw ich nie znam. 
Poszłam spać. 
Rano obudził mnie czyjś głos.  Była to ta sama rudowłosa kobieta co w karetce. 
-Jak się czujesz?- powiedziała delikatnym głosem.
-Chyba dobrze.- powiedziałam zamyślona. Kobieta chyba zauważyła, że pomimo odpowiedzi jestem myślami gdzieś indziej.
 -Nad czym tak myślisz?
 -Sama nie wiem, może nad tym co się stało? A może co z moimi rodzicami?. Właśnie co z nimi?!- myślałam o tym całą noc a teraz gdy przyszło co do czego zapomniałam. Jak to się stało? Co ze mnie za córka. 
-Będą operowani, są w ciężkim stanie.
-Ale przeżyją prawda?
-Twoi rodzice są silnymi ludźmi, dadzą radę.
Odeszła.  Patrzałam się w sufit. Chyba szukałam w nim czegoś więcej niż białej farby. Co jakiś czas przychodziły pielęgniarki na kontrolę mojej kroplówki. Zawsze pytały się jak się a czuje a ja zawsze im odpowiadałam:
-Ja, dobrze a co z moimi rodzicami? 
Natomiast żadna z nich nie umiała na to pytanie odpowiedzieć. 

Następnego dnia:
Coś sprawiło, że obudziłam się przed 6 rano. Chciałam wstać do łazienki ale przeszkadzały mi wszystkie kable które były do mnie podłączone, a może ja do nich? Nie ważne. Zawołałam pielęgniarkę żeby mnie odpięła. Jak powiedziałam tak też zrobiła i poszłam do toalety. Po drodze byłam strasznie zamyślona i przez przypadek wpadłam na kogoś.
-Przepraszam!- powiedziałam wystraszona, że zrobiłam krzywdę, albo coś zniszczyłam.
-Nie no nic się nie stało- podniosłam wzrok i zobaczyłam chłopaka o ciemnych włosach i piwnych oczach. Byłam trochę zakłopotana, i sama nie wiem czemu.
-Ja nie chciałam, przepraszam Cię bardzo- nie wiedziałam jak mam się zachować więc ponownie go przeprosiłam.
-Naprawdę nic się nie stało, tak w ogóle Janek jestem a ty?
-Sassy, co Ci się stało?-spojrzałam na jego rękę która była w gipsie.
-A nic poważnego poobijałem się na dworze, a tobie co?
-Wypadek na drodze, nie wiem dokładnie jaki bo byłam nieprzytomna -zasmuciłam się bo pomyślałam od razu o rodzinie. Janek chyba to zauważył ale bał się zapytać bo nie wiedział jak zareaguję.
-To przez rodziców.-sama mu powiedziałam.
-Nie rozumiem.
-Jestem smutna przez rodziców, rzecz jasna nie pokłóciliśmy się. Chodzi o to, że nie mięli tyle szczęścia co ja, muszą być operowani.
-Na 100% z tego wyjdą. Na pewno są silnymi ludźmi.
Chciałam coś powiedzieć gdy zobaczyłam, że łóżko szpitalne wiozą dwie pielęgniarki. Nie wiozły tylko łóżka, wiozły również ciało. "Współczuję tym co stracili członka rodziny", pomyślałam sobie, ale...
------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)
Postaram się jutro wrzucić kolejny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz