sobota, 9 maja 2015

Rozdział 11.

"-Dziękuję. Mógłbyś zostać?
-Nie rozumiem, przecież tu jestem.
-Ale na noc, boję się być sama, a Beata i Konrad zapewne nie wrócą, To pracoholicy. 
-Jasne, ale proszę, spróbuj się uśmiechnąć.
-Dobrze.-wytarła łzy, u lekko się uśmiechnęła.
-I ten uśmiech chciał bym widzieć o wiele częściej. "

 Kolejne dni mijały bez większych problemów. Nie chodziłam do szkoły z obawą, że spotkam Alana i Sandrę. Lekcje przepisywałam od Jasia, ponieważ nie chciałam mieć zaległości w nowym miejscu. Beata i Konrad nie dowiedzieli się co się stało mimo, że Janek prosił mnie o to, abym im powiedziała. A co do Jasia, cały czas mi pomaga, pociesza mnie i spędza czas gdy może. Tego dnia kończyliśmy o 14.30 więc spodziewałam się chłopaka przed 15. 
Niechętnie wyszłam z pod ciepłej kołdry. Podeszłam do szafy z której wyjęłam niebieskie spodenki z wysokim stanem i bluzkę z napisem:"keep calm and start live". Pamiętam, że dostałam ją od mamy na urodziny. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Szybko je wytarłam i skierowałam się w stronę łazienki. Ubrania położyłam na półeczce a sama weszłam pod prysznic, żeby się rozbudzić. Wytarłam się w miękki ręcznik i ubrałam. Włosy spięłam w luźny kok. Zeszłam na dół do kuchni. Pierwsze co zobaczyłam to karteczka. Podeszłam bliżej i przeczytałam:
"Sassy, przepraszam ale razem z Konradem jedziemy na warsztaty dla młodzieży. Wrócimy jutro, w lodówce masz obiad."
Świetnie, jak zwykle ich nie ma. No cóż, w sumie to  się przyzwyczaiłam, że ich wiecznie nie ma. Podeszłam do lodówki z której zaraz potem wyjęłam mleko. Nalałam trochę do miseczki, do tego płatki owsiane i mam śniadanie. W sumie to śniadanie na obiad bo jem o 14.20. Umyłam po sobie i poszłam do salonu. Tam podłączyłam mój telefon do głośnika i załączyłam ulubioną play listę. Zaczęłam sobie pośpiewywać, gdy nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Gwałtownie się obróciłam i zobaczyłam uśmiech Jasia.
-Ślicznie śpiewasz.
-Ymm...dziękuję.
-Wszedłem do domu, bo drzwi były otwarte, a ty nie otwierałaś jak pukałem.

Perspektywa Jasia:
-A rozumiem. A jak długo tu stoisz?
-A od początku FourFiveSeconds.
-A okej.-spuściła wzrok i lekko się zaczerwieniła.
-To co, trzymaj zeszyty, a teraz idziemy na spacer. Jest świetna pogoda a ty nie wychodzisz w ogóle z domu. 
-Ale..-nawet nie dałem jej dokończyć i pociągnąłem ją za rękę w stronę wyjścia.
-Czekaj! Daj ubrać buty!-zaczęła się wyrywać i krzyczeć. Zatrzymałem się i oparłem o ścianę. Ubrała vansy i wzięła kurtkę do ręki. 
-To gdzie idziemy?
-A gdzie chcesz?-zapytałem.
-A nie wiem, nie znam jeszcze bardzo okolicy.
-To chodź na razie do parku.
-Okej.-mówiąc to uśmiechnęła się.
Spacerując do parku dużo rozmawialiśmy. 
-Patrz!-usłyszałem głos Sassy.
-No co bransoletka.
-Nie to, patrz jaki misiek.-oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Mam pomysł, usiądź na ławce, ja zaraz przyjdę.- dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie, ale się zgodziła. Zaraz potem kupiłem to co chciałem i poszedłem do niej.
-Proszę, to dla Ciebie. 
-O matko jaki misiu, śliczny, dziękuję.
-A widziałaś co tam jest jeszcze?- zaczęła oglądać misia, aż znalazła wisiorek.
-O matko, nie musiałeś, dziękuję.-na wisiorku, w sumie na jej połowie jest napis: mój głupek. Tak wiem. Był dostępny taki napis więc czemu nie. To zawsze coś innego.
-A kto ma drugą połówkę?
-No zgaduj.- z pod koszulki wyciągnąłem drugą część.
-Mój ty głupku- powiedziała, i wybuchnęliśmy śmiechem. Ruszyliśmy w stronę domu. Wygłupialiśmy się po drodze. Zaszliśmy już prawie pod jej dom gdy:
-Sassy.-spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
 -Wpadniesz do mnie?
-W sumie, rodziców nie ma, mogę wpaść. To pójdę do domu, przebiorę się i przyjdę.
-Okej, czekam.

Perspektywa Sassy:
Po wejściu do domu udałam się od razu na górę. Z pierwszego stroju przebrałam się w spodnie z wysokim stanem, bluzkę która kończyła się w miejscu gdzie zaczynały się spodnie a włosy spięłam w luźnego kucyka. Do tego białe  conversy przed kostkę. Zeszłam na dół, podeszłam do półki ze słodyczami, i sięgnęłam po lizaka. Wyszłam z domu i kierowałam się  w stronę domu Janka. 
Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył mi chłopak, który jak łatwo było się domyśleć, nie był Jankiem.
-Ymm....Jest Jasiek?-zapytałam po chwili.
-Tak, wchodź.-odsunął się i wskazał mi ręką salon. 
Szłam niepewnie, aż zobaczyłam Janka na kanapie z jakimś chłopakiem. Grali w Just Dance. Gdy tylko mnie zobaczył podszedł i zapytał:
-Nie przeszkadza Ci, że są chłopaki?
Po chwili odpowiedziałam, że nie.
-No bo wiesz, są z innej szkoły i widujemy się co weekend. 
-No okey, rozumiem. Tylko mnie przedstaw.-uśmiechnęłam się mówiąc to.
Wskazał głową abym szła za nim i tak też zrobiłam. Stanęliśmy na środku salonu i zaczął:
-Hej chłopaki, to jest Sassy, moja sąsiadka i zarazem dobra znajoma.-uśmiechnęłam się do nich.
-Hej, ja jestem Adam.-podał mi rękę. To był chłopak który mi otworzył.
-A ja Mateusz.-także podał mi rękę.
-Może zagrasz z nami? Coś do picia?-zapytali się prawie jednocześnie, ale zadali inne pytania.
-Do picia, woda, a i może zagram.
Usiadłam na kanapie. Po chwili dostałam moją wodę. Pierwszą rundę grali chłopaki we trzech. Potem Adam i Mateusz a na końcu Mateusz i Janek. Pomiędzy mną a Adamem panowała niezręczna cisza. Zaczęliśmy się śmieć gdy chłopaki upadli. 
-A w ogóle skąd Ty znasz Janka?-obróciłam się w jego stronę i odpowiedziałam.
-Znamy się ze szkoły.- nie powiedziałam całej prawdy, że poznaliśmy się w szpitalu. Nie chciałam żeby się wypytywał jak się tam znalazłam. W tym momencie chłopaki skończyli grę. 
-To co grasz?
-Ale z kim?-zapytałam.
-Możemy wszyscy. 
-Okey. To chodźcie.
Graliśmy tak dość długo, aż nam się znudziło. 
-Mam pomysł, zabieramy poduszki ze wszystkich pokojów i chodźcie do mojego. - powiedział nagle Janek. Zaczęliśmy biegać w tą i z powrotem z poduszkami. Musiał to być komiczny widok. Poduszek uzbierało się sporo.
-Janek, na co nam te poduszki tutaj?-zapytał Adam.
-A bo wygodnie w pokoju, można nawet na ziemi spać.-w sumie racja. Poduszki zakryły całą podłogę. Spędziliśmy miło ten dzień, ale powoli dochodziła 23.
-Ej, Sassy a ty zostajesz, bo chłopaki tak.
-W sumie nie wiem, mogę bo rodziców nie ma.
-O jak rodziców nie ma, to samej Cię nie zostawię w domu.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Ale nie mam pidżamy.-na to chłopak podszedł do szafy i podał mi dużo za dużą bluzkę na mnie.
-Dziękuję-poszłam się przebrać. Wyszłam i ułożyłam się na najmilszych poduszkach. Wszyscy spali na ziemi, Janek też. Dochodziła 24 a ja nadal nie mogłam usnąć. Patrzałam się w sufit szukając czegoś. Kiedy znudziło mi się to podniosłam się do pozycji siedzącej i popatrzałam na chłopaków-spali. Opadłam znowu na poduszki i zamknęłam oczy z zamiarem uśnięcia. Chwilę później poczułam, że odpływam do krainy Morfeusza. 
----------------------------------------------------------
Hej, bardzo was przepraszam, że nie było tyle czasu rozdziału. Teraz postaram się wstawiać rozdziały częściej. Mam nadzieje, że rozdział się spodobał i zostaniesz na kolejne rozdziały. Jakieś pytania? zapraszam na mojego aska .

1 komentarz: