Strony

piątek, 11 września 2015

Rozdział 31.

 (Zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci komentarza. Istnieje także funkcja komentowania anonimowego)

"Po raz kolejny do drzwi ktoś zapukał. Spojrzałyśmy po sobie ze zdziwieniem. Wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je. Stały tam dwie dorosłe osoby. Zapewne małżeństwo, ale nie jestem pewna.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? 
-Jest tu Ania?
-Tak, ale o co chodzi?-zapytałam zdziwiona. Po chwili stanęła obok mnie Ania. Spojrzałam na nią, ale nie umiałam nic z niej wyczytać."

-Ania co Ty tu robisz, dzisiaj mamy wizytę u lekarza. - powiedziała kobieta. Złapała ją za łokieć i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia.
-Mamo. Daj mi ubrać chociaż buty. - a więc to była jej mama. Czyli mężczyzna obok niej to pewnie tata Anii. Co ze mnie za detektyw. Kiedy dziewczyna ubrała buty cała trójka wyszła bez słowa zostawiając mnie i Natalę z tą dziwną sytuacją. Spojrzałyśmy po sobie i wróciłyśmy do salonu.

Perspektywa Jasia:
-I co?-zapytałem Mateusza.-Kto dzwonił?
-Rodzice Anii. Nie wiedzieli gdzie jest, a dzisiaj miała wizytę u lekarza.-powiedział. Czułem, że w głębi duszy maluje mu się smutek. Nie dziwie się.
-Ile to jeszcze potrwa?-zapytał Adam.
-Nie wiem. Z resztą nawet ona nie wie, ani lekarze. Wolałbym jednak, żeby to trwało jak najdłużej niż miało się skończyć.-powiedział smutno się uśmiechając. 
-Janek a powiedziałeś Sassy?-zapytał po chwili Adam gdy ubrał buty. Właśnie skończyliśmy grać w paintball'a i zbieramy się do domu.
-Nie. I nie powiem. Przynajmniej jak na razie Ania mówiła, że mam jej nie mówić.
-Rób jak uważasz, ale wiedzą wszyscy oprócz niej.-wzruszył ramionami Mateusz. Może i powinienem jej powiedzieć? Chyba tak. Nie chcę, żeby myślała, że jako jedyna miała być nieświadoma tego co się dzieje.
-Powiem jej dzisiaj, jak zajedziemy do domu.-oznajmiłem. Chłopaki przytaknęli. Spakowaliśmy resztę naszych rzeczy i wyszliśmy przed budynek. Tam już czekała moja mama. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. 

Perspektywa Sassy:
Między mną a Natalią panowała cisza którą przerwał dzwonek telefonu dziewczyny. Niezwłocznie odebrała połączenie. Widocznie nie chciała żebym usłyszała ani jednego słowa bo wyszła z pokoju. Ja tylko odprowadziłam ją wzrokiem i zaczęłam bawić się palcami.  Ta cała sytuacja zaczynała mnie niepokoić. Kiedy tylko zaczynałam temat Anii każdy robił się dziwny.  Coś jest na rzeczy a ja się dowiem co. W tym momencie do pomieszczenia weszła przyjaciółka.
-Mogą wpaść na chwile chłopaki?-zapytała chowając telefon do kieszeni. Przytaknęłam. 
***
Niedługo potem siedzieliśmy przy okrągłym stole w jadalni. Panowała niezręczna cisza, którą przerywałam stukaniem paznokciami. Miałam nadzieje, że ktoś z nich zacznie rozmowę, ale się pomyliłam. 
-Powie mi ktoś co tu się do cholery dzieje?-zaczęłam. 
-O czym ty mówisz?- wzbraniał się Mateusz. W tym momencie zadzwonił jego telefon. Kolejna osoba wyszła z pokoju próbując coś ukryć. Zapanowała niezręczna cisza. Patrzałam to na Janka, to na Adama i Natalię. Para nie zwróciła na to uwagi. Patrzeli na siebie. Wyglądało to jakby czytali sobie w myślach. Przekierowałam swój wzrok z powrotem na Janka. Błagalnymi oczami patrzałam na jego wyraz twarzy. 
-Sassy. Jedziemy do Anii do szpitala. - oznajmił Mateusz wchodząc do pokoju. 
-Co się jej stało?- zapytałam zrywając się z krzesła. Serce zabiło mocniej ale chłopak miał zbyt łagodna twarz by się przejmować. -Poczekaj. - dodałam i skierowałam się w stronę schodów. Po drodze usłyszałam ucinek rozmowy całej reszty. 
-Czy Ania?
-Tak.-przerwał Mateusz Natalii. O co może chodzić? I czemu to ja jadę do dziewczyny a nie oni skoro wiedzą co się dzieje? Mniejsza o to. Weszłam do pokoju i ubrałam pierwszą lepszą bluzę i zabrałam po drodze telefon. Chwilę potem znowu stałam obok Mateusza i ubierałam buty. 
-Powiesz mi o co chodzi?-zapytałam gdy wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do samochodu. 
-Ania Ci wszystko wytłumaczy. - oznajmił i wsiedliśmy do samochodu. 
***
Cała droga zleciała nam w ciszy. Kiedy dotarliśmy do pokoju dziewczyny serce zaczęło bić szybciej, a wszystko o co chciałam zapytać wypadło mi z głowy. Delikatnie nacisnęłam na klamkę i zajrzałam do środka. 
-Sassy.-odezwała się Ania. Jej głos był zdarty i taki jakby zmęczony? To chyba dobre określenie.
-Ania co się tu dzieje? Ja nic nie rozumiem. -oznajmiłam podchodząc do łóżka szpitalnego i siadając na niezbyt wygodnym krześle. 
-Ja umieram. Nie chciałam Ci nic mówić, żebyś się nie martwiła.
-Jak to? Na co? Nie da się tego wyleczyć?-zadawałam pytanie za pytaniem jednocześnie powstrzymując łzy.
-Rak płuc. Zdiagnozowali go za późno. Nie da się już go wyleczyć.-pękła. Łzy poleciały strumieniami po jej policzkach. Ja zachowałam zimną krew. 
-Ale dlaczego tylko ja nie wiedziałam?
-Na początku myślałam, że to przeziębienie, ale kiedy zaczęłam dławić się krwią i nią pluć, wiedziałam, że coś jest nie tak. Chodziłam na badania po każdym ataku ale nic nie wykryli. Dopiero w dzień urodzin Janka wykryli nowotwór. 
-Ania. Ja nie wierze. To musi być pomyłka. Nie możesz umrzeć.
 -Uwierz nie chciałabym. Niestety rak an tyle się rozwinął, że nie da się nic z nim zrobić.- nic nie odpowiedziałam tylko mocno przytuliłam dziewczynę. Ania nadal płakała. Ja natomiast zachowałam spokój. Nie chcę jej dołować jeszcze bardziej. 
Nagle dziewczyna odsunęła się kawałek i spojrzała na moją zapewne bladą twarz. 
-Przeproś wszystkich.
-Nie masz za co. To nie twoja wina, że jesteś chora.-oznajmiłam.
- Chciałabym teraz być u Ciebie i plotkowa..-przerwała i dostała ataku. Zasłoniła buzię ręką, a kiedy ją odsunęła zobaczyłam krew. Natychmiast zerwałam się z łóżka, biegnąc na korytarz.
-Biegnij po lekarza. Ania ma atak!-krzyknęłam do Mateusza który czekał na korytarzu. Bez zbędnych pytań wykonał polecenie a ja wróciłam do dziewczyny która wręcz dławiła się krwią. Nie miałam pojęcia co robić. Podałam jej miskę do której przyjaciółka  wypluwała resztki krwi. Usiadłam ponownie na krześle spoglądając na Anię. Chwilę później przybiegł lekarz wraz z dwoma pielęgniarkami. Natychmiast odłączyli pacjentkę od wszelkich urządzeń i wywieźli łóżko. Ania złapała mnie za rękę tym samym podążałam obok niej do momentu, aż lekarz rozkazał mi zostać przed salą zabiegową. 
Opadłam na krzesło patrząc na ścianę przed siebie. Zauważyłam Mateusza krążącego z jednej części korytarza do drugiej. 
-Ona nie umrze. - mówił. Nie wierzyłam w to szczerze mówiąc. Od kiedy umarli rodzice nie wierze ani troch w zdolności lekarzy. Co prawda mnie wyleczyli ale co z tego. Wolałabym, być niepełnosprawna gdyby przywróciło to życie moim rodzicom. 
Spojrzałam na moje ręce. Jedna z nich którą trzymała Ania była cała w zasychającej już krwi. 
***
Po trzech godzinach w poczekalni wyszedł do nas lekarz prowadzący. Mateusz zerwał się na proste nogi, a ja nadal wpatrywałam się w rękę z krwią dziewczyny. Miałam nadzieje, że to nie jest ostania rzecz z nią związana. Miałam nadzieje, że jeszcze ją zobaczę. 
-Dziękuje. -powiedział Mateusz i opadł na krzesło obok mnie. Przekręciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam, że płacze. 
-Nie. Powiedz, że nie. -  zaczęłam spokojnie. Spojrzał na mnie wzrokiem typu "jej już nie ma". Odwróciłam się i wpiłam wzrok w ścianę. W tym momencie nie czułam nic. Pustka. Smutek, żal, złość. Nie ma we mnie nic. 
-Chodź. Wracamy.- oznajmił Mateusz. Pociągnął mnie za łokieć do momentu gdy nie reagowałam na słowa. Będąc przy wyjściu jakiś chłopak przechodząc trącił mnie ramieniem.
-Uważaj jak chodzisz idiotko.- powiedział. Nadal nic. Zero reakcji nawet na te słowa. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
***
Leżałam na łóżku wpatrując się w sufit. 
-Kurwa. Dlaczego ona? - powiedziałam sama do siebie i jak idiotka czekałam na odpowiedź.  
Poczułam czyjeś ręce oplatające moje ciało. Przekręciłam się w stronę tej osoby i zobaczyłam Janka.
-Dlaczego to w sobie dusisz?-zapytał. 
-Nie wiem. - wtuliłam się w niego jak pluszowego misia. Chłopak zaczął głaskać moje włosy i zrobiłam się bardzo senna. 
-Kochanie, może już pójdę. Jesteś zmęczona.-oznajmił i zaczął się podnosić z łóżka na co ja spojrzałam w jego oczy.
-Zostań. Nie chcę być teraz sama.-powiedziałam. Chłopak przytaknął i będąc oboje w pozycji siedzącej złapał mnie za biodra i usadził na swoich kolanach. Oplotłam ręce na jego szyi i wtuliłam się w niego po raz kolejny. Poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy. Przed oczami miałam wszystkie obrazy wiązane z Anią. Każdy co do jednego. Wpadłam w histerię. O dziwo Janek nie powiedział czegoś w stylu:"nie płacz, wszystko będzie dobrze".  Chyba rozumiał. że musiałam się wypłakać i przywyknąć do myśli, że jej już nie ma. Za to zaczął mnie głaskać i delikatnie kołysać na boki. 
-Może się połóż. Ja zaraz przyjdę. - oznajmił. Odczepiłam się od chłopaka i zeszłam z niego. Szybkim ruchem wślizgnęłam się pod kołdrę i dokładnie się nią opatuliłam. 
Przestałam płakać, gdy zabrakło mi na tyle wody aby stworzyć z nich łzy. Oczy niemiłosiernie mnie piekły i co chwile je przecierałam. 
W końcu przyszedł Jasiek. Wszedł pod kołdrę i spojrzał czy przypadkiem nie śpię. Oczywiste, że nie spałam. Bez żadnego słowa przysunęłam się bliżej niego i jedną rękę ułożyłam na jego torsie a głowę obok szyi. Paznokciami kreśliłam wzorki na chłopaku, natomiast on wsunął rękę pod moją koszulkę i kreślił wzorki na plecach. Jego zimna dłoń spowodowała nieprzyjemne ciarki, ale z czasem się przyzwyczaiłam. 
-Cholernie Cię kocham.-powiedział ni stąd ni zowąd.
-Ja Ciebie też.-odpowiedziałam. Reszta czasu zleciała szybko, aż usnęłam. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za moją nieobecność. Postaram się wrzucać częściej rozdziały. :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ASK
GRUPA